Chyba w lutym 1992 po solennych zapewnieniach o pełnej opiece ze strony córek, Ani i Marty, pojechaliśmy do znajomych po szczeniaka z mamy ratlerki. Tata zaś to miejscowy skoczek przezpłotowy, który w nagrodę za pokonanie przeszkody, posiadł prawo partycypacji w kreacji nowego psiego żywota.
Pieseczek był bardzo malutki. Było zimno i transportowała go Ania w rękawie sweterka, jak to się czasem wsadza chusteczkę. W domu powstał pierwszy problem zauważenia maleństwa, bo ciemnopiaskowa maść zlewała się z deseniem dywanu i o mało a skończyłoby się tragedią. Pierwsza noc była dla Ani i Marty koszmarna bo psinka zapakowana do przytulnego pudełaka, piszczała całą noc mimo trzymania prze nie rąk w jego mieszkanku. Drugą noc, zmęczone, pozwoliły mu na spanie w łóżku. Okazało się, że szczeniaki wydzielają nieciekawą woń i obie też z tego powody nie spały i co?- wiadomo do łóżka rodziców! I tym sposobem, piesek zamieszkał w małżeńskim łożu. Oczywiście zmiana miejsca „zamieszkania” szczeniaczka nie zmieniła jego zapachu i oczekiwań ciepła rodzinnego, więc pani domu – przyznała się do tego po jakimś czasie by nie drażnić pana domu- cierpiała i popłakiwała po nocy, bo zapach jej zupełnie nie pasował a psinka właziła „pod cycek” i rozkosznie tam spała. Zaczęło się poszukiwanie imienia i ktoś zauważył, że jest malutki jak ogryzek i nazwaliśmy go „OGRYZEK” zdrobniale „GRYZIO”.
Oczywiście Ania i Marta mimo obietnic, ucząc się nie były w stanie poświęcać Gryziowi czasu i Tata musiał przyzwyczaić się do wstawania o pół godziny wcześniej i jak wiecie a jak nie wiecie, całe obowiązki przeszły w NATURALNY SPOSÓB na .... .
Gryzio zaskarbił sobie miłość wszystkich domowników. Okazał się pieskiem nadzwyczaj miłym, nigdy niczego nie pogryzł czy uszkodził, sprawiał wiele przyjemności.
Jedynym problemem było, że traktował żonę jako osobę, którą ochraniał ( i słusznie) i w naszym łóżku zawsze zajmował miejsce między nami, utrudniając „małżeńskie rozmowy”. Musiałem go usuwać gdy „rozmowy przybierały intymny charakter” Zawsze mocno protestował warczeniem ale siła wyższa... .
Niestety we wrześniu 2005 Gryzio odszedł czego do dzisiaj nie mogę spokojnie pisać. Serduszko tak mu urosło, że naciskało na płuca, żołądek, że uniemożliwiło dalsze jego funkcjonowanie. Był mały, ważył 2,5 kg ale miał charakter. Żył 14 lat.
|
|