zielonym szlakiem doszli wprost na dużą polanę. Drzewa jak by rozsunięte robiły miejsce ciepłym promykom słońca, a te pieściły Julkę po twarzy. Trochę im się zeszło, dwie godziny spaceru. Ale warto było tu jest pięknie, wesoło, słonecznie widać, że cała przyroda uśmiecha się do nas. Usiedliśmy na trawie, wtuliłam się w Marka i tak leżeliśmy bez słów, a marzenia były teraz bliższe i bardziej możliwe wręcz w zasięgu ręki. Nasze wspólne marzenia dom, rodzina, małe rozbiegane dzieci i my razem. Już od dawna o tym marzymy zostały mi tylko ostatnie egzaminy jeśli je zdam za tydzień będzie po szkole. Żeby tylko później znaleźć jakąś przyzwoitą pracę!. Mama Marka mówiła, że może pomóc, będzie dobrze!. - Marku? - tak Promyczku - a kochasz mnie bardzo? hi.hi Zaśmiała się wesoło - jak ten promyk co nas grzeje, jak te drzewa co w upał dają cień, jak tą wodę co gasi pragnienie. - jesteś kochany! Jej włosy opadły mu na twarz, a usta zakrył radosny pocałunek...
|