jestem tuż po leczeniu (chirurgicznym ) woreczka żółciowego. Zanim wykonano zabieg, przez 5 miesięcy zderzałem się z procedurami medycznymi. Co pewien czas (w oczekiwaniu na zabieg - 4 miesiące) stan zaostrzał się, w efekcie trafiałem do szpitali. Jednym z przejawów stosowanych procedur (nawadnianie, antybiotyki, leki rozkurczowe itp) było pojawianie migotania przedsionków. Mimo, że potrafiłem jednoznacznie określić moment "migotania", lekarze za nic nie dopuszczali do myślenia, że ordynowany mi antybiotyk (w krótkim czasie po jego podaniu) jest jego "spustem"(termin medyczny). W literaturze medycznej (niemiecki lekarz Matthias Rath) wyraźnie określa (na podstawie publikowanych badań) ,że mogą istnieć takie spusty w postaci najróżniejszych substancji, natomiast podstawową przyczyną jest zachwianie równowagi wapniowo-magnezowej w organizmie skutkujące także wadliwą pracą serca. prosiłem medyków o suplementację elektrolitami (z treścią także Mg i Ca), używali betablokerów. Po powrocie do domu użyłem suplementu z Mg i Ca (bo działanie betabl. ustępowało) i w ciągu 2 dni rytm się umiarowił. Innym kazusem jest zapisanie mi do stosowania antybiotyku (po opuszczeniu szpitala) w którego przeciwwskazaniach wyraźnie jest zakaz stosowania w przypadkach choroby wątroby. Z wystąpienia J. Zięby wyraźnie wynika, że lekarz ściśle stosujący się do procedur, w przypadku zgonu pacjenta nie poniesie żadnej odpowiedzialności. Nie podnosiłem w stosunku do lekarzy zastrzeżeń bo byłem zdany wyłacznie na ich "łaskę"
_________________ medicus curat, natura sanat.
|