Gabriela napisał(a):
Dzieci niepełnosprawne są darem od Boga dla ludzi dobrych i kochanych ,czasami sami otym nie wiedzą
No dokładnie. Też tak uważam. Może nawet nie tyle darem, co próbą dla tych ludzi. Próbą tego, jak bardzo potrafią kochać, ile gotowi są poświęcić dla siebie i najbliższych. Ale to jest właśnie piękne. Bo kiedy zrobisz coś dla takiego dziecka, to jego wdzięczność jest warta więcej niż pieniądze. Ten jego wdzięczny wzrok. Jednak nie wszystkich rodziców na to stać. I nie mówię tutaj o takich zwyrodnialcach, katujących, poniżających i po prostu niehumanitarnych wobec tych chorych dzieci. Jednak uważam, że to wynika nie tylko z braku miłości czy poszanowania dla tych dzieci. Czasami Rodzice chcieli by kochać to dziecko, jednak nie potrafią, bo całe życie marzyli o zdrowym dziecku, planowali szczęśliwą, zdrową, stereotypową rodzinę. Inni znowu chcieli by kochać to dziecko, i starają się to robić, jednak nie do końca im się to udaje, ale nie dlatego, że czują jakiś uraz do tego dziecka tylko dlatego, że nie potrafią "dotrzeć" do takiego dziecka, nie wiedzą jak powinni się zachować, jak traktować to dziecko-normalnie, czy też w jakiś specjalny sposób, a jeżeli w specjalny, to jaki? Wielu rodziców właśnie z takimi problemami się boryka.
A problem obojętności? Był, jest i zawsze będzie aktualny. Takie właśnie jest nasze społeczeństwo, i naprawdę prawie niewykonalne jest jego wyeliminowanie. Psychika ludzka jest tak uformowana, iż automatycznie omija się problemy które nas nie dotyczą, i które w żaden sposób nas nie dotykają. I tak jest w każdej kwestii, nie tylko chorych i prześladowanych dzieci. Wszystko co dzieje się dalej od nas, raczej wywiera na nas niewielki wpływ. Wiedząc o jakiejś tragedii, tylko przyjmujemy ją do wiadomości, trochę o niej pomyślimy, trochę się poprzejmujemy, na koniec jeszcze trochę pociskamy gromy w tego "bydlaka", który zamordował bestialsko całą rodzinę, bądź właśnie trzymał swoje chore psychicznie dziecko w piwnicy i się nad nim znęcał. Tak jest i nic nie zrobimy. Nawet gdybyśmy chcieli coś zrobić, to nie damy rady. Jedynie możemy poinformować odpowiednie organy o zaistniałym procederze, i to wszystko. Jeden telefon to niedużo, a tyle może zmienić w czyimś życiu. Naprawdę warto nie być obojętnym.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, gdzie to dziecko trafi po odebraniu go zwyrodniałym rodzicom. Tutaj już chyba jest najtrudniej. Bo nigdy nie wiadomo co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ośrodka w którym się znajduje. Bo przy ludziach to pielęgniarze i właściciele, dyrektorzy zachowują się jakby nigdy nic, i cudownie, z miłosierdziem podchodzą do swoich wychowanków. Jednakże później, kiedy wszyscy znikną, i to właśnie "chorzy umysłowo" pielęgniarze przystąpią do swoich rozrywek, wtedy dopiero jest nieciekawie. A jak to odkryć? Bo przecież osoby dręczone nie powiedzą tego nikomu, w obawie przed zemstą oprawcy. Z drugiej strony komu uwierzą? Choremu umysłowo dziecku czy licencjonowanemu opiekunowi renomowanej placówki? A nawet jeżeli już uwierzą, to to dziecko przez kilka dni jeszcze będzie musiało w pechowym miejscu zostać zanim je przeniosą, narażone na jeszcze większą agresję tych właśnie, nazwijmy to "ludzi".