Opisze dwa wieczory:Panieński i kawalerski.
Kawalerski-byłam wtedy w pracy, w restauracji. Razem z szefową szykowałyśmy imprezę dla kolegi gościa który wynajmował jej lokal. Więc wszystko musiało być na tip-top. Około godziny 20 przyszli gości-25 panów
Początek imprezy-pełna kultura. Dopiero po kilku głębszych przypomniało im się, że jakaś panienka mogłaby uświetnić wieczór swoja obecnością... Zjawiła się przed północą-no ja osobiście gdybym była facetem, to takiej bym w ciemnej ulicy nie chciała spotkać...ale nie mój wieczór
Zaczęły się tańce-rozbierance. Nagle przyszedł jeden gość i pyta się czy nie mamy banana i szampana???
Coś się znalazło-wziął i poszedł, wiec my (ja i szefowa)
za nim(ale pełna konspiracja oczywiście).
Patrzymy z za lady po co im to...napisze tylko, ze dziewczyna uciekła im nago, jak jej to pokazali....A panowie niczym nie zmartwieni zaczęli
sami ze sobą, tez nago.
O godzinie 4 nad ranem miałyśmy ich dość, ale gdzie w najlepsze się bawią. O 7 obudziła nas (ja spałam na ladzie, szefowa na kuchence) strasznie głośna muza. Nastroje miałyśmy bojowe
nie wiem jakim cudem, ale jakoś udało się nam wyrzucić ich z lokalu. A chcieli iść po dziewczyny, wrócić i się dalej bawić. Sala wyglądała jakby tajfun przez nią przeszedł...
Kilka miesięcy później robili pępkowe-w tym samym składzie-o 23 już nikogo nie było.
Panieński-mój :)
Było 10 dziewczyn-imprezka domowa. Wściekle w kieliszkach. Niesamowite prezenty-a grubo po północy kąpiel w zalewie, w którym się sinica zalęgła.
Ja wymiękłam o 4:30-ale były jeszcze twardsze zawodniczki :)