Zacytuję teraz słowa mojego znajomego którego w pelni popieram,
jeśli zaineresuje was ten post,postaram się udostepnić wam reszte częsci tego tematu na jego blogu.
Drugiego kwietnia w zeszlym roku mineła rocznica śmierci niezwykłego człowieka. Największego, jaki dotąd zjawił się na Ziemi. Ilu z nas pomyślało o jego zasługach i życiu? W dniu pełni księżyca przypadającej według starożytnego kalendarza na połowę miesiąca nisan umarł Jezus. Pamiątkę jego śmierci obchodzili chrześcijanie co rok w tym dniu. Po jakimś czasie zapomnieli. Ilu z nas ma pojęcie o tej uroczystości?
Tego samego dnia w zeszłym roku przypadła rocznica śmierci innego człowieka, który nie był większy od Jezusa. Podawał się za jego sługę, choć był politykiem zaangażowanym w obalenie ustroju kilku państw europejskich. Wygląda to tak, jakby Jezus był zwolennikiem wprowadzenia gospodarki rynkowej i rządów trzeciej RP.
W rocznicę śmierci Jezusa ogromna większość ludzi nazywających siebie chrześcijanami wspominała życie i śmierć przywódcy państwa watykańskiego z powodu jego zasług politycznych i społecznych. Nie tylko takich zasług. Nieżyjący papież niewiele zrobił dla świata (a zwłaszcza w porównaniu z Jezusem), za to zrobił wiele dla samopoczucia Polaków. Urósł w tym kraju do pozycji bóstwa jeszcze za życia. Gdyby przyjrzeć się, ile mówi się o papieżu w porównaniu do czasu poświęcanego Bogu i innym osobom uważanym w katolicyzmie za święte, można dojść do wniosku, że papież zastąpił Boga w sercach ludzi. Ów zapomniany Jezus powiedział: „Gdzie skarb twój tam i serce twoje” oraz „z obfitości serca mówią usta”. Jak często cytuje się Jezusa a jak często Jana Pawła drugiego?
Czemu więc taką wagę przywiązuje się do osoby papieża - Polaka? Powodem są w jakimś stopniu problemy z tożsamością Polaków. Polska jest krajem krytykantów, oskarżycieli, wzbudzanie poczucia winy i gorszości w innych jest przekazywane z pokolenia na pokolenie w tym nieszczęsnym narodzie, w którym pustka i degrengolada szlachecka nie zostawiły miejsca do rozwoju innym warstwom, a same zostały zadeptane przez zaborców. To co pozostało zaorały dwie wojny światowe, rzeź elit, socjalistyczna polityka podcinania inwencji i zwracania jej przeciwko sobie.
Kto potrafi czuć się w porządku bez poniżania innych, stałej walki o bycie lepszym i narkotycznych niemal metod budowania fałszywej, bezproblemowej rzeczywistości? Jak przestać czuć się gorszym?
Jest sposób. Fanatyczna wiara w idoli narodowych. Dzięki nim wszyscy jesteśmy „lepsi” od tych groźnych i tajemniczych INNYCH. To dziwny rodzaj religii, jakiś chory zestaw kompleksów, kultu jednostki i nacjonalizmu. O śmierci Jezusa nikt nie pamięta, Jezus nie był Polakiem i nie „rozwalił komuny”. Nie można postawić go obok Regana czy Gorbaczowa i powiedzieć „nasi górą”. Ilu z tych ludzi poważnie traktuje własnego papieża lub choćby pamięć o nim? Jest im potrzebny jak rzecz codziennego użytku. Potrzebny, żeby się lepiej poczuć, żeby brać, a nie dawać, żeby skorzystać bez zobowiązań. Oczyścić sumienie, dowartościować się, odłożyć do następnego razu.
Według znanej teorii psychologa A. Maslowa, człowiek ma pewną kolejność potrzeb. Zaspokojenie jednej powoduje przypomnienie sobie o innej. Człowiek, który się dusi, niekoniecznie czuje dotkliwy głód, nawet, jeśli ma pusty żołądek. Podzielił tą kolejność na pięć poziomów, od fizjologii do samorealizacji. Jeśli religia ma być tylko jedną z tych potrzeb na trzecim, czy piątym poziomie, to staje się narzędziem, ludzie używają jej dla siebie, biorą sobie coś, co uważają za Boga lub jego substytut, używają, odkładają, przechodzą do kolejnej aktualnej potrzeby.
Są głodni - idą do restauracji albo do kuchni. Są śpiący - idą spać. Mają pełny pęcherz - idą do ubikacji. Są znudzeni - idą na imprezę. Są przygnębieni, lub coś się nie układa - idą do kościoła, na pielgrzymkę, na spotkanie z papieżem, „podpinają się” pod pokolenie JPII. Potrzeba załatwiona znika, przychodzi kolejna. Na spacer, albo do ubikacji. Bóg ma teraz czekać na swoje miejsce w cyklu.
To jest właśnie pokolenie JPII. W kolejnych wpisach dorzucę kilka konkretów i przyjrzę mu się w cyfrach.
|
|