Ja jestem agnostykiem, to znaczy że wierzę w istnienie Najwyższego Bytu. Można GO nazwać Bogiem, Absolutem, lub jak kto tylko chce, bo sprawa nazwy (imienia) to kwestia drugorzędna, leksykalna. Nie wierzę w "duszę nieśmiertelną i "życie pozagrobowe". Wiarę w to że Bóg (pozostańmy przy tym "mianie") nade wszystko ukochał ludzi, czyli mizerne istotki zamieszkujące Ziemię , czyli maleńką planetkę krążącą wokoło małej gwiazdki znajdującej się na peryferiach jednej z niezliczonych we wszechświecie galaktyk uważam za przejaw potwornej ludzkiej pychy pochodzącej jeszcze z czasów, gdy wierzono, że Ziemia jest "pępkiem wszechświata". Wierzę też, że Bóg jest bytem niepoznawalnym przez człowieka, a wszystkim kieruje tylko za pośrednictwem praw przyrody. Dlatego wszelkie próby poznania GO z góry skazane są na niepowodzenie, powstaną wtedy tylko nowe twory ludzkiej wyobraźni, fantazji, nowi "bożkowie". Także modlitwy pozbawione są sensu, gdyż Bóg nawet ich nie zauważa. I na koniec najważniejsze. Od początku świata istniało i istnieje wiele religii, a wyznawcy każdej z nich uważali i uważają się za sygnatariuszy jedynej prawdy objawionej. Wiara w taki stan rzeczy była zarzewiem wielu krwawych konfliktów, bo religie są i były zawsze fundamentem rządów takiego lub innego władcy lub systemu. Jednak ludzie świadomość istnienia Siły Najwyższej od samego początku mają zakodowane w genach. Niestety każdy tę genetycznie ukierunkowaną wiarę traktuje "po swojemu", a przynajmniej zgodnie z tradycją ,z wychowaniem. Dopóki naucza to dobrego, wszystko jest OK. Ale gdy religia nakazuje (jak na przykład islamski "dżihad") zbrojną walkę o rozszerzenie jej wpływów i tępienie "innowierców"... I w tym jest całe zło wyznawanych przez ludzi religii.
_________________ Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie Jeszcze nie, długo nie!
|