Policjanci ze staromiejskiej komendy chwycili trop dziwnego nieznajomego z wytatuowaną szyją. Już tydzień wcześniej przewinął się taki typ w zeznaniu innej dziewczyny, zgwałconej w parku nad fosą miejską, w samym centrum Wrocławia. Okoliczności były identyczne. Z tym, że tamta ofiara wypiła piwo, tylko kufelek i... odpłynęła. Gwałciciel pozostawił ją jednak na ławce. Indagowany barman pamiętał, że poszukiwanego osobnika widział ze dwa razy w lokalu, zawsze siedział najpierw sam, później przyklejał się do jakiejś dziewczyny, bawiącej się najczęściej solo – jak wyjaśniał. Facet najwyraźniej przychodził wyrwać jakąś laskę. Więcej do powiedzenia mieli bramkarze. Tak, w niedzielę nie było szaleństwa w lokalu, to zapamiętali tę dziwną parę. Wyszli przed północą, oboje wsiedli do taksówki, najwyraźniej zamówionej przez gościa, bo oni współpracują z inną korporacją, a podjechała gablota obcego przewoźnika. Tego, którego wozy mają telefoniczne numery zaczynające się od… To już był ślad bardzo istotny.
Jeszcze tego samego dnia odnaleziono taksówkarza, który podjechał pod dyskotekę. Jego namierzenie było proste dzięki telefonicznej rejestracji, prowadzonej przez korporację. Czy pamięta, dokąd zawiózł pasażerów? Jasne, że tak, bo w niedzielę w nocy miał raptem trzy kursy, i to niezbyt opłacalne. A ten zapamiętał szczególnie, bo podany mu adres znajdował się kilka przecznic dalej, zaledwie kilkanaście minut spacerkiem. Zamawiający usługę facet szukał jeszcze w torebce dziewczyny pieniędzy, nie było ich tam wiele, co go najwyraźniej rozeźliło. Ale jakoś uściubał te parę groszy. Wysiedli pod starą kamienicą z numerem 26. Nikt z rozpytywanych lokatorów kamienicy nie kojarzył jednak jakiegoś sąsiada czy gościa z wytatuowaną w węże szyją. Być może to koleś tego spod czwórki, znanego awanturnika i recydywisty, który mieszkanie zamienił w melinę, pełną zawsze podejrzanych typków. Policjanci już wiedzieli, że chodzi o "Burego", dobrze już im znanego lumpa. Na próżno kołatano do drzwi jego mieszkania. Nie były zamknięte na zamek, więc wywiadowcy weszli do środka. "Bury" chrapał na barłogu, nie pomagało nawet solidne natarcie uszu, kwitowane stekiem przekleństw przez gospodarza. Nie było rady, trzeba było odwieźć go na "dołek" do wytrzeźwienia. Przesłuchano go dopiero rankiem następnego dnia. Na początku kręcił, mataczył, że nic nie wie, nie pamięta, był przez ostatni tydzień pijany w sztok, co się akurat zgadzało. Jednak uświadomiony, że jeśli brał udział w gwałcie i pobiciu Marty C., co będzie łatwe do ustalenia po specjalistycznych porównaniach zabezpieczonych śladów, nie wyjdzie z więzienia przez najbliższe co najmniej osiem lat, nagle pękł: – To "Mamlas" przyprowadził w nocy z niedzieli na poniedziałek tę lalę. Podał jej "ochotkę" i zamienił w roślinkę. Zresztą tabletki łykała jeszcze kilka razy, rozpuszczone w szklance wody. Na siłę wlewał jej do gardła. Ten kolo (kompan – dop. red) to typowy zboczek, lubi te rzeczy robić na chemię, bo normalnie żadna by mu nie dała. Wtedy u mnie była większa impreza i paru kolesi się załapało na seks, jak to na takim ochlajstwie bywa. Ja nie pamiętam, bym w tym uczestniczył, pijany byłem w sztok. Jak się ocknąłem, to lali już nie było, wywieźli ją gdzieś w miasto. "Mamlas" też gdzieś znikł, nie mam pojęcia, co się z nim dzieje… Staromiejscy policjanci wiedzieli, bo "Mamlas" dwa W obronie własnej... No i "Mamlas" znalazł się w izbie chorych aresztu śledczego. Nie dano mu zbyt długo tam leżeć. Jasne, że szedł w zaparte. Jaka chemia, jakie tabletki gwałtu?! Ma takie powodzenie u dziewcząt, że może się obejść bez tego rodzaju środków. Zmiękł, gdy podczas okazania rozpoznali go świadkowie, nie tylko barman i bramkarze dyskoteki czy taksówkarz, wskazały go również koleżanki dwóch zgwałconych dziewcząt. To nie było trudne, przecież był na szyi tak charakterystycznie "przyozdobiony". Ponadto przeciwko niemu przemawiały wszystkie zabezpieczone ślady przestępstwa. "Przyciśnięty do muru" zdecydował się nie tylko wsypać wspólników od gwałtu, lecz przyznał, że ma więcej ofiar na sumieniu. A dlaczego tak je skatował? Bo lubi im zadawać ból, to jest jego zemsta za to, że "dobrowolnie żadna porządniejsza z nim by nie chciała". Wyrokiem sądu "Mamlas" trafił za kratki na 12 lat za udział w zbiorowych gwałtach, połączonych z bestialskimi pobiciami. "Bury" posiedzi 6 lat, podobnie jak dwaj inni gwałciciele: "Kajko" i "Rozmaryn".
|
|