niestety olbrzymia nas większość nie ma możliwości odpowiedzi na pytania błędnych czy wadliwych diagnoz lekarzy. Medycy "napychani" są olbrzymią ilością wiadomości, których nigdy nie usłyszymy ..... . Czytam książkę lekarza Thomasa E. Levy, MD, JD - "Wyleczyć nieuleczalne". Nie jest trudna, natomiast zawiera informacje o metodach, ich autorach i efektach klinicznych, datach stosowania praktycznego, podkreślam praktycznego, substancji naturalnych w leczeniu. Nadmieniam, że substancje naturalne NIGDY nie stwarzają problemów zdrowotnych. Thomas próbuje wyjaśnić problem wypierania z praktyki dawnych metod leczniczych, mimo udowodnienia ich doskonałego działania w przypadkach chorób, które nam współczesna medycyna klasyfikuje jako nieuleczalne: (relacja lekarza) - Czytający te informacje, z pewnością zastanawiają się, dlaczego tak niezwykle ważne doniesienia o leczeniu tylu chorób (także uważanych przez obecną medycynę za nieuleczalne np. Heinego-Medina, zapalenie wątroby) mogły pozostać niezauważone przez wielu rzetelnych, inteligentnych lekarzy i naukowców. Niema prostego wyjaśnienia, a przyczyny są złożone. Większość ludzi dobrze wykształconych, takich jak lekarze, kurczowo trzyma się grupowej koncepcji gromadzenia i poszerzania wiedzy. Kiedy coś trafi na łamy podręczników lekarskich, profesorowie uczelni medycznych przekazują te informacje i poglądy studentom oraz młodym lekarzom odbywającym studia podyplomowe, a wszystko co nie zgadza się z tą ortodoksyjną wiedzą jest z założenia odrzucane przez lekarzy podejmujących praktykę zawodową (podręcznikowe informacje są podstawą procedur medycznych……). Niekwestionowana wiara w „treści profesorskie” jest tak zakorzeniona w ich umysłach, że nawet nie rozważają oni możliwości czytania czegokolwiek, co pochodziłoby z innych źródeł, najczęściej uważanych przez nich za niewartościowe a sugerujące nowe koncepcje medyczne. Jeśli natkną się na takie informacje, odrzucają je natychmiast jako niepoważne, ponieważ stoją w sprzeczności z ideałami uznawanymi przez jego kolegów i podręczniki medyczne. Zapewniam, że wszyscy a szczególnie lekarze boją się ośmieszenia w środowisku zawodowym bardziej niż czegokolwiek innego. Lęk ten, bardziej niż inne czynniki, które można zidentyfikować, wydaje się kompletnie paraliżować niezależną myśl medyczną. (tu chciałbym zwrócić uwagę czytelnika na sytuację w polskiej medycynie, gdzie narastający nurt krytycznej oceny współczesnego lecznictwa spowodował powstanie „podziemia medycznego”, by „bezkarnie” oderwać się od kanonów oficjalnej medycyny proceduralnej) Jest z pewnością nieliczna grupa lekarzy zdemoralizowanych, gotowych zwalczać nawet przełomowe i udokumentowane odkrycia medyczne w obawie o utratę dochodów. Większość z nas pragnie pomagać i przynosić ulgę pacjentom. By uzmysłowić sytuację trudności z dotarciem do powszechnej świadomości lekarzy przytaczam opis historii pokazanej w filmie pt „Po pierwsze nie szkodzić”. Film wyświetlony w USA w lipcu 2000 roku. Jest to fabularyzowana wersja prawdziwych wydarzeń pewnej matki i jej dziecka, u którego wystąpiły ataki padaczki nie poddające się działaniu kolejnych leków na receptę. Efektem leków były objawy uboczne zagrażające zdrowiu i życiu dziecka. Jako ostateczny środek zaproponowano zbieg operacji mózgu mimo niepewnych w tym zakresie rokowań. Matka dziecka, zdesperowana, podjęła próby znalezienia w bibliotece medycznej odpowiedniej terapii. Odkryła terapię zwaną dietą ketogeniczną, która zgodnie z informacjami całkowicie eliminuje ataki padaczki u znacznej liczby pacjentów leczonych bezskutecznie rożnymi lekami przeciwpadaczkowymi. Lekarz neurolog prowadzący leczenie jej dziecka nie wspomniał nigdy o tej diecie, mimo że postępowanie takie opisywano w periodykach medycznych od SIEDEMDZIESIĘCIU PIĘCIU LAT!. Lekarz wyśmiał matkę a gdy nalegała zagroził procesem sądowym gdyby przeniosła dziecko do Instytutu Johna Hopkinsa w Baltimore. Ostatecznie, jak można było przewidzieć, dieta zadziałała fenomenalnie, ataki ustąpiły i odstawiono wszystkie leki. Następnego dnia w pokoju lekarskim szpitala w którym praktykowałem, wszyscy byli oburzeni publicznym podważaniem ich lekarskiego grupowego autorytetu. Kiedy natomiast jeden z młodszych lekarzy oznajmił, że chce zapoznać się dietą ketogeniczną, jego koledzy natychmiast zareagowali oburzeniem wygłaszając podobne krytyczne oceny co filmowy neurolog. Ostatecznie jednak okazało się, że większość z nich do chwili obejrzenia filmu o tej diecie nie słyszała, natomiast kilku słyszało o diecie ketogenicznej jako „anegdotycznej”. Szokującym jest to, że ignorowali fakty iż opisy wielu przypadków pozytywnych efektów terapii zostały opublikowane. Film w środowisku lekarskim szpitala wzbudził zgodne przekonanie, że żadna wartościowa terapia w przypadkach uporczywych i opornych na leczenie ataków padaczki ni mogłaby ujść ich uwadze w toku wieloletnich studiów medycznych. Ograniczyłem się do wysłuchiwania dyskutantów. Po powrocie do domu chwilę zajęło mi dotarcie do systemu MEDLINE i znalezienie w naukowych czasopismach medycznych bardzo wielu publikacji o diecie ketogenicznej. Z powyższego można wywnioskować, że wielu pediatrów i neurologów dziecięcych nie wie co znajduje się w najnowszych wydaniach czasopism medycznych ich specjalności. Najoględniej mówiąc, wydaje się, że to co można w nich przeczytać, rzadko bywa przedmiotem samodzielnej oceny lekarzy, muszą być zaakceptowane przez większość by miały realną szansę zastosowania w praktyce. Paradoksalnie im starsze i bardziej „radykalne” są te informacje, tym mniejszą mają szansę na obiektywną ocenę i praktyczne wykorzystanie. Współczesne leki przeciwepileptyczne nie były dostępne w czasie gdy odkrywano działanie diety ketogenicznej. Stosowanie tej diety wymaga od lekarza wysiłku poznawczego i opanowania praktycznego stąd pojawienie się „tabletek” p/padaczkowych spowodowało odesłanie doskonałej lecz wymagające pracy terapii, do medycznego lamusa. Bardzo źle się stało, ponieważ wiele leków tego typu wywołuje wyjątkowo niepożądane skutki uboczne w porównaniu z innymi lekami. Typowy lekarz rzadko odchodzi w swej praktyce od tego czego nauczył się z podręczników nawet wtedy gdy aktualne publikacje w specjalistycznych czasopismach naukowych, których treść powinien znać i śledzić, sugerują inne postępowanie. Przykładem „medycznego lamusa” jest wydana w 2000 roku „Cecil Texbook of Medicine” gdzie brak nawet pojedynczej wzmianki o diecie ketogenicznej jako formie leczenia epilepsji w sytuacji, gdy cieszące się największym uznaniem instytucje medycyny akademickiej jak Instytut Johna Hopkinsa i Uniwersytet Stanforda ją promują i relacjonują efekty jej stosowania. Jest to smutny objaw szerszego zjawiska ignorowania ważnych ale starszych koncepcji i informacji z rożnych dziedzin medycyny.
niestety olbrzymia nas większość nie ma możliwości odpowiedzi na pytania błędnych czy wadliwych diagnoz lekarzy. Medycy "napychani" są olbrzymią ilością wiadomości, których nigdy nie usłyszymy ..... . Czytam książkę lekarza Thomasa E. Levy, MD, JD - "Wyleczyć nieuleczalne". Nie jest trudna, natomiast zawiera informacje o metodach, ich autorach i efektach klinicznych, datach stosowania praktycznego, podkreślam praktycznego, substancji naturalnych w leczeniu. Nadmieniam, że substancje naturalne NIGDY nie stwarzają problemów zdrowotnych. Thomas próbuje wyjaśnić problem wypierania z praktyki dawnych metod leczniczych, mimo udowodnienia ich doskonałego działania w przypadkach chorób, które nam współczesna medycyna klasyfikuje jako nieuleczalne: ([color=#FF0000]relacja lekarza[/color]) - Czytający te informacje, z pewnością zastanawiają się, dlaczego tak niezwykle ważne doniesienia o leczeniu tylu chorób (także uważanych przez obecną medycynę za nieuleczalne np. Heinego-Medina, zapalenie wątroby) mogły pozostać niezauważone przez wielu rzetelnych, inteligentnych lekarzy i naukowców. Niema prostego wyjaśnienia, a przyczyny są złożone. Większość ludzi dobrze wykształconych, takich jak lekarze, kurczowo trzyma się grupowej koncepcji gromadzenia i poszerzania wiedzy. Kiedy coś trafi na łamy podręczników lekarskich, profesorowie uczelni medycznych przekazują te informacje i poglądy studentom oraz młodym lekarzom odbywającym studia podyplomowe, a wszystko co nie zgadza się z tą ortodoksyjną wiedzą jest z założenia odrzucane przez lekarzy podejmujących praktykę zawodową (podręcznikowe informacje są podstawą procedur medycznych……). Niekwestionowana wiara w „treści profesorskie” jest tak zakorzeniona w ich umysłach, że nawet nie rozważają oni możliwości czytania czegokolwiek, co pochodziłoby z innych źródeł, najczęściej uważanych przez nich za niewartościowe a sugerujące nowe koncepcje medyczne. Jeśli natkną się na takie informacje, odrzucają je natychmiast jako niepoważne, ponieważ stoją w sprzeczności z ideałami uznawanymi przez jego kolegów i podręczniki medyczne. Zapewniam, że wszyscy a szczególnie lekarze boją się ośmieszenia w środowisku zawodowym bardziej niż czegokolwiek innego. Lęk ten, bardziej niż inne czynniki, które można zidentyfikować, wydaje się kompletnie paraliżować niezależną myśl medyczną. (tu chciałbym zwrócić uwagę czytelnika na sytuację w polskiej medycynie, gdzie narastający nurt krytycznej oceny współczesnego lecznictwa spowodował powstanie „podziemia medycznego”, by „bezkarnie” oderwać się od kanonów oficjalnej medycyny proceduralnej) Jest z pewnością nieliczna grupa lekarzy zdemoralizowanych, gotowych zwalczać nawet przełomowe i udokumentowane odkrycia medyczne w obawie o utratę dochodów. Większość z nas pragnie pomagać i przynosić ulgę pacjentom. By uzmysłowić sytuację trudności z dotarciem do powszechnej świadomości lekarzy przytaczam opis historii pokazanej w filmie pt „Po pierwsze nie szkodzić”. Film wyświetlony w USA w lipcu 2000 roku. Jest to fabularyzowana wersja prawdziwych wydarzeń pewnej matki i jej dziecka, u którego wystąpiły ataki padaczki nie poddające się działaniu kolejnych leków na receptę. Efektem leków były objawy uboczne zagrażające zdrowiu i życiu dziecka. Jako ostateczny środek zaproponowano zbieg operacji mózgu mimo niepewnych w tym zakresie rokowań. Matka dziecka, zdesperowana, podjęła próby znalezienia w bibliotece medycznej odpowiedniej terapii. Odkryła terapię zwaną dietą ketogeniczną, która zgodnie z informacjami całkowicie eliminuje ataki padaczki u znacznej liczby pacjentów leczonych bezskutecznie rożnymi lekami przeciwpadaczkowymi. Lekarz neurolog prowadzący leczenie jej dziecka nie wspomniał nigdy o tej diecie, mimo że postępowanie takie opisywano w periodykach medycznych od SIEDEMDZIESIĘCIU PIĘCIU LAT!. Lekarz wyśmiał matkę a gdy nalegała zagroził procesem sądowym gdyby przeniosła dziecko do Instytutu Johna Hopkinsa w Baltimore. Ostatecznie, jak można było przewidzieć, dieta zadziałała fenomenalnie, ataki ustąpiły i odstawiono wszystkie leki. Następnego dnia w pokoju lekarskim szpitala w którym praktykowałem, wszyscy byli oburzeni publicznym podważaniem ich lekarskiego grupowego autorytetu. Kiedy natomiast jeden z młodszych lekarzy oznajmił, że chce zapoznać się dietą ketogeniczną, jego koledzy natychmiast zareagowali oburzeniem wygłaszając podobne krytyczne oceny co filmowy neurolog. Ostatecznie jednak okazało się, że większość z nich do chwili obejrzenia filmu o tej diecie nie słyszała, natomiast kilku słyszało o diecie ketogenicznej jako „anegdotycznej”. Szokującym jest to, że ignorowali fakty iż opisy wielu przypadków pozytywnych efektów terapii zostały opublikowane. Film w środowisku lekarskim szpitala wzbudził zgodne przekonanie, że żadna wartościowa terapia w przypadkach uporczywych i opornych na leczenie ataków padaczki ni mogłaby ujść ich uwadze w toku wieloletnich studiów medycznych. Ograniczyłem się do wysłuchiwania dyskutantów. Po powrocie do domu chwilę zajęło mi dotarcie do systemu MEDLINE i znalezienie w naukowych czasopismach medycznych bardzo wielu publikacji o diecie ketogenicznej. Z powyższego można wywnioskować, że wielu pediatrów i neurologów dziecięcych nie wie co znajduje się w najnowszych wydaniach czasopism medycznych ich specjalności. Najoględniej mówiąc, wydaje się, że to co można w nich przeczytać, rzadko bywa przedmiotem samodzielnej oceny lekarzy, muszą być zaakceptowane przez większość by miały realną szansę zastosowania w praktyce. Paradoksalnie im starsze i bardziej „radykalne” są te informacje, tym mniejszą mają szansę na obiektywną ocenę i praktyczne wykorzystanie. Współczesne leki przeciwepileptyczne nie były dostępne w czasie gdy odkrywano działanie diety ketogenicznej. Stosowanie tej diety wymaga od lekarza wysiłku poznawczego i opanowania praktycznego stąd pojawienie się „tabletek” p/padaczkowych spowodowało odesłanie doskonałej lecz wymagające pracy terapii, do medycznego lamusa. Bardzo źle się stało, ponieważ wiele leków tego typu wywołuje wyjątkowo niepożądane skutki uboczne w porównaniu z innymi lekami. Typowy lekarz rzadko odchodzi w swej praktyce od tego czego nauczył się z podręczników nawet wtedy gdy aktualne publikacje w specjalistycznych czasopismach naukowych, których treść powinien znać i śledzić, sugerują inne postępowanie. Przykładem „medycznego lamusa” jest wydana w 2000 roku „Cecil Texbook of Medicine” gdzie brak nawet pojedynczej wzmianki o diecie ketogenicznej jako formie leczenia epilepsji w sytuacji, gdy cieszące się największym uznaniem instytucje medycyny akademickiej jak Instytut Johna Hopkinsa i Uniwersytet Stanforda ją promują i relacjonują efekty jej stosowania. Jest to smutny objaw szerszego zjawiska ignorowania ważnych ale starszych koncepcji i informacji z rożnych dziedzin medycyny.
|