Nie zgadzam się tak do końca. O ile, co do alkoholu się zgodzę, to do marichuany, czy papierosów w ogóle nie.
Przerabiałem już alkohol, papierosy, marichuanę. Jeśli chodzi o papierosy, to kiedyś zacząłem palić pod wpływem impulsu, dziewczyna z którą się spotykałem w internecie paliła i mnie też jakoś podkusiło, by sobie przypomnieć jak to jest, gdyż byłem osobą, która już wcześniej miała kontakt z papierosami. Paliłem niemal 6 lat. Dzisiaj nie palę już od 3 miesięcy ponad. Sam proces rzucania był dosyć ciekawy spoglądając na to w kontekście wiedzy dotyczącą papierosów, nałogów jaką karmi się ludzi.
Alkohol poznałem jak miałem jakieś 16-17 lat, w sensie pierwsze wypady na piwo ze znajomymi, pierwsze wódeczki w parku na ławce podczas wagarów z ekipą z klasy w liceum. Wakacyjne melanże z kumplem, nieprzespane noce i imprezy do rana przy suto zastawionym stole. Wydaje mi się, że przerabiałem ten temat zwyczajnie jak większość. Problemy zaczęły się w momencie, kiedy z wyżej wymienioną lubą z internetu się nam nie układało. Wtedy na salonach gościł kieliszek, często, ba nawet bardzo często. Apogeum problemów z alkoholem przyszło w 2011 roku, kiedy wróciłem z zagranicy, gdzie byłem przez 7 miesięcy, u znów, tej wymienionej wyżej luby. Po ostatecznym rozstaniu zacząłem pić, codziennie. Standardowy zestaw to 4pak mocnego popity ćwiartką, lub połówka/siódemka w samotności z komputerem. Oczywiście bywało gorzej, pamiętam czasy, kiedy siedziałem, właściwie już leżałem tak nawalony przed komputerem, że nie byłem w stanie wstać, by iść po alkohol. Wtedy z pomocą przychodzili koledzy, po prostu podrzucali kolejną ćwiartkę. Raz w ciąu 24 godzin od 16 do 16 dnia następnego udało mi się wypić samemu w domu 1,2l wódki, oczywiście gdyby mi miał kto donieść wypiłbym więcej. Ktoś zapyta skąd miałem na to wszystko pieniądze? No cóż jakoś trzeba sobie radzić, jak jesteś obrotny i masz łeb na karku to zawsze zorganizujesz jakieś pieniądze, bez narażania swojego zdrowia, życia, czy wolności. Szczęśliwie dostałem dwu miesięczny kontrakt w dużej korporacji, gdzie zarobiłem brutto około 13 tysięcy, więc właściwie miałem spory zapas gotówki, by kontynuować pogrążanie się. Piłem dzień w dzień przez okrągły rok, a może trochę dłużej. Na początku żeby zapić problem, później żeby wytchnąć a później już z przyzwyczajenia. I tutaj należy przyznać rację. Alkohol nie jest przyczyną problemów, ale ich objawem, reakcją na problemy napotkane w życiu, niemniej jednak wychodzę z założenia, że silne jednostki są w stanie poradzić sobie za pomocą tego typu terapii. Nie piję od stycznia właściwie za małymi wyjątkami, które mogę wymienić na palcach jednej ręki. Tj. studniówka koleżanki, wesele przyjaciółki i przyjazd brata z zagranicy. Nie czuję, bym miał z tym problem, od czasu do czasu, ale to już naprawdę rzadko zdarzy mi się wypić piwo, czy dwa.
Narkotyki, właściwie marichuana, bo z tą tylko miałem do czynienia i mam nadal. Od kilku miesięcy palę regularnie, każdego wieczoru przed snem. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem uzależniony, ale nie jest to wynikiem żadnych problemów. Bardziej chęć odreagowania, wyluzowania się choć na moment, pracuję po 14 godzin dziennie, co prawda nie codziennie, niemniej jednak w miesiącu około 200 godzin, do tego własna firma o której wspominałem w "Przywitaj się" i już mamy dobry powód, by palić. Byłbym nieuczciwym, gdybym napisał, że w czymkolwiek mi to przeszkadza. Jedyne efekty uboczne to zwiększona agresywność w ostatnim czasie (a może przesadzam, bo zawsze gdzieś tam w środku siedziały we mnie niewielkie ilości agresji) oraz to, że czasami zwyczajnie nie dosypiam, bo rano wcześnie muszę wstawać, a jednak chcąc mieć choć chwilę dla siebie trzeba posiedzieć do tej północy, a jak wiadomo sen jest dużo lepszy po trawie. Niemniej jednak jeśli chodzi o sprawy związane z pracą, czy własnym interesem nie mam żadnych problemów, podobnie było zresztą podczas mojego rocznego maratonu z alkoholem, pracowałem, zarabiałem a co ciekawe na kacu odnosiłem lepsze efekty niż bez. Uzależniłem się całkiem przypadkiem, zaczynało się od popalania dla relaksu, teraz po prostu chcę na wieczór po skończonym dniu wziąć i zapalić. Mieć z życia choć tyle, wiem słabe to pocieszenie i w gruncie rzeczy nic dobrego, ale na trzeźwo ten świat jest chyba nie do zaakceptowania.
Nie zgadzam się tak do końca. O ile, co do alkoholu się zgodzę, to do marichuany, czy papierosów w ogóle nie.
Przerabiałem już alkohol, papierosy, marichuanę. Jeśli chodzi o papierosy, to kiedyś zacząłem palić pod wpływem impulsu, dziewczyna z którą się spotykałem w internecie paliła i mnie też jakoś podkusiło, by sobie przypomnieć jak to jest, gdyż byłem osobą, która już wcześniej miała kontakt z papierosami. Paliłem niemal 6 lat. Dzisiaj nie palę już od 3 miesięcy ponad. Sam proces rzucania był dosyć ciekawy spoglądając na to w kontekście wiedzy dotyczącą papierosów, nałogów jaką karmi się ludzi.
Alkohol poznałem jak miałem jakieś 16-17 lat, w sensie pierwsze wypady na piwo ze znajomymi, pierwsze wódeczki w parku na ławce podczas wagarów z ekipą z klasy w liceum. Wakacyjne melanże z kumplem, nieprzespane noce i imprezy do rana przy suto zastawionym stole. Wydaje mi się, że przerabiałem ten temat zwyczajnie jak większość. Problemy zaczęły się w momencie, kiedy z wyżej wymienioną lubą z internetu się nam nie układało. Wtedy na salonach gościł kieliszek, często, ba nawet bardzo często. Apogeum problemów z alkoholem przyszło w 2011 roku, kiedy wróciłem z zagranicy, gdzie byłem przez 7 miesięcy, u znów, tej wymienionej wyżej luby. Po ostatecznym rozstaniu zacząłem pić, codziennie. Standardowy zestaw to 4pak mocnego popity ćwiartką, lub połówka/siódemka w samotności z komputerem. Oczywiście bywało gorzej, pamiętam czasy, kiedy siedziałem, właściwie już leżałem tak nawalony przed komputerem, że nie byłem w stanie wstać, by iść po alkohol. Wtedy z pomocą przychodzili koledzy, po prostu podrzucali kolejną ćwiartkę. Raz w ciąu 24 godzin od 16 do 16 dnia następnego udało mi się wypić samemu w domu 1,2l wódki, oczywiście gdyby mi miał kto donieść wypiłbym więcej. Ktoś zapyta skąd miałem na to wszystko pieniądze? No cóż jakoś trzeba sobie radzić, jak jesteś obrotny i masz łeb na karku to zawsze zorganizujesz jakieś pieniądze, bez narażania swojego zdrowia, życia, czy wolności. Szczęśliwie dostałem dwu miesięczny kontrakt w dużej korporacji, gdzie zarobiłem brutto około 13 tysięcy, więc właściwie miałem spory zapas gotówki, by kontynuować pogrążanie się. Piłem dzień w dzień przez okrągły rok, a może trochę dłużej. Na początku żeby zapić problem, później żeby wytchnąć a później już z przyzwyczajenia. I tutaj należy przyznać rację. Alkohol nie jest przyczyną problemów, ale ich objawem, reakcją na problemy napotkane w życiu, niemniej jednak wychodzę z założenia, że silne jednostki są w stanie poradzić sobie za pomocą tego typu terapii. Nie piję od stycznia właściwie za małymi wyjątkami, które mogę wymienić na palcach jednej ręki. Tj. studniówka koleżanki, wesele przyjaciółki i przyjazd brata z zagranicy. Nie czuję, bym miał z tym problem, od czasu do czasu, ale to już naprawdę rzadko zdarzy mi się wypić piwo, czy dwa.
Narkotyki, właściwie marichuana, bo z tą tylko miałem do czynienia i mam nadal. Od kilku miesięcy palę regularnie, każdego wieczoru przed snem. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem uzależniony, ale nie jest to wynikiem żadnych problemów. Bardziej chęć odreagowania, wyluzowania się choć na moment, pracuję po 14 godzin dziennie, co prawda nie codziennie, niemniej jednak w miesiącu około 200 godzin, do tego własna firma o której wspominałem w "Przywitaj się" i już mamy dobry powód, by palić. Byłbym nieuczciwym, gdybym napisał, że w czymkolwiek mi to przeszkadza. Jedyne efekty uboczne to zwiększona agresywność w ostatnim czasie (a może przesadzam, bo zawsze gdzieś tam w środku siedziały we mnie niewielkie ilości agresji) oraz to, że czasami zwyczajnie nie dosypiam, bo rano wcześnie muszę wstawać, a jednak chcąc mieć choć chwilę dla siebie trzeba posiedzieć do tej północy, a jak wiadomo sen jest dużo lepszy po trawie. Niemniej jednak jeśli chodzi o sprawy związane z pracą, czy własnym interesem nie mam żadnych problemów, podobnie było zresztą podczas mojego rocznego maratonu z alkoholem, pracowałem, zarabiałem a co ciekawe na kacu odnosiłem lepsze efekty niż bez. Uzależniłem się całkiem przypadkiem, zaczynało się od popalania dla relaksu, teraz po prostu chcę na wieczór po skończonym dniu wziąć i zapalić. Mieć z życia choć tyle, wiem słabe to pocieszenie i w gruncie rzeczy nic dobrego, ale na trzeźwo ten świat jest chyba nie do zaakceptowania.
|