Wspomnienie - druha Stanisława Całego - "Stan" Obozy harcerskie
Czytam ostatnio teksty, że młodzież gdzieś na koloniach śpi na starych łóżkach, czy brakuje ciepłej wody.
Wspominam przełom lat 50/60 jak to wtedy wyglądało;
Na pierwszym obozie komendy hufca Wrocław - Powiat na koniec podstawówki, mieliśmy stare kanadyjskie z demobilu namioty jednomasztowe 24 osobowe, które w czasie deszczu przemakały bo impregnatu już nie było w wielu miejscach, były też dziury jak od kuli i łóżka składane, wtedy to był luksus. Mycie wiadomo w pobliskiej rzece, nikomu nie przyszło do głowy zapytać o ciepłą wodę, czy szukać stołu do posiłków, siadało się pod drzewem i zajadało to co dyżurny zastęp przygotował. Woda do gotowania z pompy ręcznej zamontowanej na rurze wbitej głęboko w ziemię.
Aby wyjechać na następny obóz harcerski już ze szkoły średniej musieliśmy już trochę popracować. Jakieś pieniądze dała szkoła, komenda hufca Wrocław Stare Miasto, ale to było jeszcze za mało. Wykonywaliśmy różne prace w wolnym czasie, np.; sprzątaliśmy zarośnięty poniemiecki ewangelicki cmentarz za zajezdnią przy ul. Ślężnej. Ten cmentarz i ta zajezdnia w czasie walk Armii Czerwonej o Wrocław w 1945 r. przechodziły kilkakrotnie z rąk do rąk. Tam w pobliżu przy ul. Lwowskiej przebiegała ostatnia linia frontu obrony Festung Breslau. Po splantowaniu cmentarza przed wielu laty powstał tam park.
Na obóz drużyna pojechała na Mazury pociągiem ze skromnym dobytkiem. Było nas tam około trzydziestu osób. Na miejscu (Faltyjanki k/Ostródy) rozłożyliśmy namiot dziesięcioosobowy i kilka małych, sienniki napełniliśmy słomą, leśniczy przywiózł nam deski na prycze i blaty żeliwne na kuchnię polową z rurami na komin. Cegły ktoś nam dał z wioski, glina była w pobliżu, wymurowaliśmy kuchnię. Wodę do gotowania nosiło się ze studni z pobliskiego gospodarstwa w wiadrach. Służbę na kuchni wykonywali młodzi chłopcy często pierwszy raz gotujący posiłki, komendant doglądał, podpowiadał, doradzał – uczyliśmy się życia z dala od mamy.
Ciepłą wodę na Mazurach mieliśmy uzyskaną w ten sposób; w jeziorze górne warstwy wody nagrzewały się przez dzień i wpływały strumieniem do drugiego niżej położonego jeziora, w tym strumieniu była nasza łazienka z czystą i prawie ciepłą wodą.
Komendant z oboźnym zrobili sobie namiot z pałatek, tu jednak zabrakło jednej pałatki na tylną ścianę namiotu, sienniki położyli na rozłożonych gałęziach. Wbiliśmy patyki z tyłu tego namiotu i wypletliśmy im ścianę tylną jak koszyk z gałęzi. Pracy w obozie nie brakowało, każdy miał swoją rolę i okresowe służby, paliło się chrustem z lasu. Za toaletę robił dół z żerdziami (latryna) i saperka do zasypywania. Nie było zatruć i nikt nie miał prawa chorować, ja byłem „łapiduchem” tj miałem pod opieką apteczkę.
Zaopatrzenie jednak trzeba było uzupełniać na bieżąco, o prądzie czy lodówce nikt nie myślał. Wynajęliśmy dwa szerokie kajaki, którymi dyżurni przez jezioro dostarczali produkty. Jak było gorąco to masło jechało w siatce zanurzonej w wodzie przywiązanej do kajaka. Mleko, produkty mleczne, ziemniaki, warzywa kupowało się u miejscowych rolników. Na koniec spisywało się stosowne rachunki ile czego i za ile kupiliśmy, to wystarczało do rozliczenia. Nikt nie myślał o przekrętach. Łączność z domem to kartki i listy nadawane przez dyżurnych zaopatrzeniowców na odległej poczcie w czasie zakupów.
Przed samym wyjazdem komendant otrzymał wezwanie na ćwiczenia i w połowie obozu musiał udać się do jednostki wojskowej. Nie chcieli mu przełożyć terminu przed wyjazdem. Z mieszanymi uczuciami rozstaliśmy się, no cóż obowiązek. Zostaliśmy z oboźnym, który w zasadzie nie był w stanie zastąpić naszego drużynowego, był nauczycielem zawodu bez pojęcia o harcerstwie.
Jakież było nasze zdziwienie gdy na trzeci dzień wrócił druh Józef Wysocki w mundurze wojskowym z dwoma gwiazdkami na pagonach i „teteką” przy pasie. W jednostce przekonał dowódcę, że zostawił młodzież z jednym starszym harcerzem, ten dał rozkaz wyjazdu na obóz i powrót na ćwiczenia po zakończeniu. Radość zapanowała w obozie, życie wróciło do normy.
Kontynuowaliśmy gry terenowe i zdobywanie kolejnych sprawności. Jednym z punktów zdobycia sprawności „trzy pióra” było przebywanie samotnie w lesie przez dobę bez zaopatrzenia, namiotu. Miałeś żyć tym co da ci las. Mogłeś zabrać koc i finkę i ukrywać się przed grupą szukających. Dla bezpieczeństwa wyznaczony był jeden uczestników obozu na opiekuna, który znał obszar gdzie przebywa samotny harcerz.
Przyrzeczenie harcerskie składaliśmy na polach Grunwaldu.
To był prawdziwy obóz harcerski kierowany przez komendanta druha Józefa Wysockiego, który potrafił nam przekazać wiele wiedzy o życiu w kontakcie z przyrodą, jak też nauczył nas patriotyzmu i prawdziwej historii Polski. Był czas na pracę, wypoczynek, poznawanie historii i zabytków w okolicy, oraz gry i zabawy z sąsiednimi obozami. Drużyna była rozśpiewana i tym rozpoznawana przez inne obozy, jak przechodziła w okolicy. Tam przy ognisku poznałem wiele piosenek i pieśni zakazanych w tamtych czasach. Nie mogło się to podobać, po jakimś czasie odwołano naszego drużynowego i nastał nowy bez pojęcia o harcerstwie, ale był członkiem Podstawowej Organizacji Partyjnej przy szkole. Na pożegnalnej zbiórce chłopcy 15-16- letni ukradkiem chlipali. Drużyna za jakiś czas się rozleciała, a byliśmy tak zgrani.
Zapytam;
Czy ktoś z młodych obecnie pojechałby na taki prawdziwy miesięczny obóz harcerski bez bieżącej wody z kranu, toalety, oświetlenia, radia, telefonu, telewizora, braku dostępu do Internetu itp? Zapewne rodzice nie wysłaliby, a sanepid zamknąłby jeszcze przed pierwszym wyniesieniem flagi na maszt.
Kilka słów o druhu Józefie Wysockim.
Całym swoim życiem zaświadczył jakim był wielkim patriotą i potrafił ten patriotyzm wpoić każdemu kto się z nim zetknął, do końca życia oddany służbie w interesie Polski.
Z nekrologu;
„21 stycznia 2011 zmarł we Wrocławiu Prof. dr hab. Józef Wysocki, elektronik i fizyk, emerytowany pracownik Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Wrocławskiego, profesor Politechniki Częstochowskiej. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Wieloletni instruktor Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy im. Orląt Lwowskich.”
Józef Wysocki urodzony w roku 1932 pochodził z rodziny o wielopokoleniowych tradycjach patriotycznych i powstańczych, już jako młodzieniec zaangażował się od 1944 roku w polskie harcerstwo. Wzorował się na organizacji przedwojennego harcerstwa i Szarych Szeregów z okresu wojny. Działał w Kręgu Instruktorów Harcerskich.
Organizator wielu ogólnopolskich konferencji i sympozjów jak n. p.: „Wyprzedaż polskiej ziemi obcokrajowcom i sposoby zapobieżenia temu procesowi” (1999)
Był Inicjatorem powołania Społecznego Komitetu Panoramy Racławickiej i sekretarzem Komitetu. Odznaczony Medalem Panoramy Racławickiej.
Powołany przez Prezydenta Wrocławia na stanowisko pełnomocnika d.s. Dolnośląskiej Kolei Regionalnej był autorem koncepcji wykorzystującej autobusy szynowe.
ś. p. Profesor Józef Wysocki odszedł od nas jako oddany Polsce patriota, niezłomny społecznik, wybitny działacz narodowy i kresowy, który do końca swego pracowitego życia był wszędzie tam gdzie był potrzebny, walczył o prawdę. Działał w Solidarności w okresie stanu wojennego, był człowiekiem o niesamowitej energii pracując dla Polski. Znany był ze swoich działań nie tylko na Dolnym Śląsku, ale też w całym kraju.
Paweł Ziemiński w swoich wspomnieniach napisał;
„Józek był pomimo sędziwego wieku przede wszystkim harcerzem, w najlepszym tego słowa znaczeniu – obowiązkowym, niezawodnym, żarliwym i zarazem o dziwo – pragmatycznym romantykiem.”
Nauczyłeś nas śp druhu Wysocki jak godnie żyć i to niejednokrotnie pozostawiło ślad na całe życie.
Cześć Jego pamięci. Czuwaj!
Stanisław Cały
Wspomnienie - druha Stanisława Całego - "Stan" Obozy harcerskie
Czytam ostatnio teksty, że młodzież gdzieś na koloniach śpi na starych łóżkach, czy brakuje ciepłej wody.
Wspominam przełom lat 50/60 jak to wtedy wyglądało;
Na pierwszym obozie komendy hufca Wrocław - Powiat na koniec podstawówki, mieliśmy stare kanadyjskie z demobilu namioty jednomasztowe 24 osobowe, które w czasie deszczu przemakały bo impregnatu już nie było w wielu miejscach, były też dziury jak od kuli i łóżka składane, wtedy to był luksus. Mycie wiadomo w pobliskiej rzece, nikomu nie przyszło do głowy zapytać o ciepłą wodę, czy szukać stołu do posiłków, siadało się pod drzewem i zajadało to co dyżurny zastęp przygotował. Woda do gotowania z pompy ręcznej zamontowanej na rurze wbitej głęboko w ziemię.
Aby wyjechać na następny obóz harcerski już ze szkoły średniej musieliśmy już trochę popracować. Jakieś pieniądze dała szkoła, komenda hufca Wrocław Stare Miasto, ale to było jeszcze za mało. Wykonywaliśmy różne prace w wolnym czasie, np.; sprzątaliśmy zarośnięty poniemiecki ewangelicki cmentarz za zajezdnią przy ul. Ślężnej. Ten cmentarz i ta zajezdnia w czasie walk Armii Czerwonej o Wrocław w 1945 r. przechodziły kilkakrotnie z rąk do rąk. Tam w pobliżu przy ul. Lwowskiej przebiegała ostatnia linia frontu obrony Festung Breslau. Po splantowaniu cmentarza przed wielu laty powstał tam park.
Na obóz drużyna pojechała na Mazury pociągiem ze skromnym dobytkiem. Było nas tam około trzydziestu osób. Na miejscu (Faltyjanki k/Ostródy) rozłożyliśmy namiot dziesięcioosobowy i kilka małych, sienniki napełniliśmy słomą, leśniczy przywiózł nam deski na prycze i blaty żeliwne na kuchnię polową z rurami na komin. Cegły ktoś nam dał z wioski, glina była w pobliżu, wymurowaliśmy kuchnię. Wodę do gotowania nosiło się ze studni z pobliskiego gospodarstwa w wiadrach. Służbę na kuchni wykonywali młodzi chłopcy często pierwszy raz gotujący posiłki, komendant doglądał, podpowiadał, doradzał – uczyliśmy się życia z dala od mamy.
Ciepłą wodę na Mazurach mieliśmy uzyskaną w ten sposób; w jeziorze górne warstwy wody nagrzewały się przez dzień i wpływały strumieniem do drugiego niżej położonego jeziora, w tym strumieniu była nasza łazienka z czystą i prawie ciepłą wodą.
Komendant z oboźnym zrobili sobie namiot z pałatek, tu jednak zabrakło jednej pałatki na tylną ścianę namiotu, sienniki położyli na rozłożonych gałęziach. Wbiliśmy patyki z tyłu tego namiotu i wypletliśmy im ścianę tylną jak koszyk z gałęzi. Pracy w obozie nie brakowało, każdy miał swoją rolę i okresowe służby, paliło się chrustem z lasu. Za toaletę robił dół z żerdziami (latryna) i saperka do zasypywania. Nie było zatruć i nikt nie miał prawa chorować, ja byłem „łapiduchem” tj miałem pod opieką apteczkę.
Zaopatrzenie jednak trzeba było uzupełniać na bieżąco, o prądzie czy lodówce nikt nie myślał. Wynajęliśmy dwa szerokie kajaki, którymi dyżurni przez jezioro dostarczali produkty. Jak było gorąco to masło jechało w siatce zanurzonej w wodzie przywiązanej do kajaka. Mleko, produkty mleczne, ziemniaki, warzywa kupowało się u miejscowych rolników. Na koniec spisywało się stosowne rachunki ile czego i za ile kupiliśmy, to wystarczało do rozliczenia. Nikt nie myślał o przekrętach. Łączność z domem to kartki i listy nadawane przez dyżurnych zaopatrzeniowców na odległej poczcie w czasie zakupów.
Przed samym wyjazdem komendant otrzymał wezwanie na ćwiczenia i w połowie obozu musiał udać się do jednostki wojskowej. Nie chcieli mu przełożyć terminu przed wyjazdem. Z mieszanymi uczuciami rozstaliśmy się, no cóż obowiązek. Zostaliśmy z oboźnym, który w zasadzie nie był w stanie zastąpić naszego drużynowego, był nauczycielem zawodu bez pojęcia o harcerstwie.
Jakież było nasze zdziwienie gdy na trzeci dzień wrócił druh Józef Wysocki w mundurze wojskowym z dwoma gwiazdkami na pagonach i „teteką” przy pasie. W jednostce przekonał dowódcę, że zostawił młodzież z jednym starszym harcerzem, ten dał rozkaz wyjazdu na obóz i powrót na ćwiczenia po zakończeniu. Radość zapanowała w obozie, życie wróciło do normy.
Kontynuowaliśmy gry terenowe i zdobywanie kolejnych sprawności. Jednym z punktów zdobycia sprawności „trzy pióra” było przebywanie samotnie w lesie przez dobę bez zaopatrzenia, namiotu. Miałeś żyć tym co da ci las. Mogłeś zabrać koc i finkę i ukrywać się przed grupą szukających. Dla bezpieczeństwa wyznaczony był jeden uczestników obozu na opiekuna, który znał obszar gdzie przebywa samotny harcerz.
Przyrzeczenie harcerskie składaliśmy na polach Grunwaldu.
To był prawdziwy obóz harcerski kierowany przez komendanta druha Józefa Wysockiego, który potrafił nam przekazać wiele wiedzy o życiu w kontakcie z przyrodą, jak też nauczył nas patriotyzmu i prawdziwej historii Polski. Był czas na pracę, wypoczynek, poznawanie historii i zabytków w okolicy, oraz gry i zabawy z sąsiednimi obozami. Drużyna była rozśpiewana i tym rozpoznawana przez inne obozy, jak przechodziła w okolicy. Tam przy ognisku poznałem wiele piosenek i pieśni zakazanych w tamtych czasach. Nie mogło się to podobać, po jakimś czasie odwołano naszego drużynowego i nastał nowy bez pojęcia o harcerstwie, ale był członkiem Podstawowej Organizacji Partyjnej przy szkole. Na pożegnalnej zbiórce chłopcy 15-16- letni ukradkiem chlipali. Drużyna za jakiś czas się rozleciała, a byliśmy tak zgrani.
Zapytam;
Czy ktoś z młodych obecnie pojechałby na taki prawdziwy miesięczny obóz harcerski bez bieżącej wody z kranu, toalety, oświetlenia, radia, telefonu, telewizora, braku dostępu do Internetu itp? Zapewne rodzice nie wysłaliby, a sanepid zamknąłby jeszcze przed pierwszym wyniesieniem flagi na maszt.
Kilka słów o druhu Józefie Wysockim.
Całym swoim życiem zaświadczył jakim był wielkim patriotą i potrafił ten patriotyzm wpoić każdemu kto się z nim zetknął, do końca życia oddany służbie w interesie Polski.
Z nekrologu;
„21 stycznia 2011 zmarł we Wrocławiu Prof. dr hab. Józef Wysocki, elektronik i fizyk, emerytowany pracownik Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Wrocławskiego, profesor Politechniki Częstochowskiej. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Wieloletni instruktor Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy im. Orląt Lwowskich.”
Józef Wysocki urodzony w roku 1932 pochodził z rodziny o wielopokoleniowych tradycjach patriotycznych i powstańczych, już jako młodzieniec zaangażował się od 1944 roku w polskie harcerstwo. Wzorował się na organizacji przedwojennego harcerstwa i Szarych Szeregów z okresu wojny. Działał w Kręgu Instruktorów Harcerskich.
Organizator wielu ogólnopolskich konferencji i sympozjów jak n. p.: „Wyprzedaż polskiej ziemi obcokrajowcom i sposoby zapobieżenia temu procesowi” (1999)
Był Inicjatorem powołania Społecznego Komitetu Panoramy Racławickiej i sekretarzem Komitetu. Odznaczony Medalem Panoramy Racławickiej.
Powołany przez Prezydenta Wrocławia na stanowisko pełnomocnika d.s. Dolnośląskiej Kolei Regionalnej był autorem koncepcji wykorzystującej autobusy szynowe.
ś. p. Profesor Józef Wysocki odszedł od nas jako oddany Polsce patriota, niezłomny społecznik, wybitny działacz narodowy i kresowy, który do końca swego pracowitego życia był wszędzie tam gdzie był potrzebny, walczył o prawdę. Działał w Solidarności w okresie stanu wojennego, był człowiekiem o niesamowitej energii pracując dla Polski. Znany był ze swoich działań nie tylko na Dolnym Śląsku, ale też w całym kraju.
Paweł Ziemiński w swoich wspomnieniach napisał;
„Józek był pomimo sędziwego wieku przede wszystkim harcerzem, w najlepszym tego słowa znaczeniu – obowiązkowym, niezawodnym, żarliwym i zarazem o dziwo – pragmatycznym romantykiem.”
Nauczyłeś nas śp druhu Wysocki jak godnie żyć i to niejednokrotnie pozostawiło ślad na całe życie.
Cześć Jego pamięci. Czuwaj!
Stanisław Cały
|