Zakres uszkodzeń nabłonka jelitowego po szczepieniu Oczywiście, że nie u wszystkich noworodków uszkodzenie nabłonka jelitowego będzie takie samo. U jednych jest ono większe, u innych mniejsze, a może być też, czego nie należy wykluczyć, że u niektórych w ogóle nie dojdzie do uszkodzenia, choć to raczej wątpliwe. Także różne mogą być miejsca występowania nadżerek. U jednych kumulują się one w dwunastnicy, u innych w jelicie czczym albo w jelicie krętym bądź grubym. Z tego względu objawy wskazujące na istnienie nadżerek przewodu pokarmowego nie są specyficzne, dające taki sam obraz u każdego. Niemniej jednak są. Typowe objawy uszkodzeń nabłonka jelitowego Objawy uszkodzenia nabłonka jelitowego są tak liczne i różne, że wydają się nie być powiązane ze sobą i – co za tym idzie – nie są kojarzone ze szczepieniami. Najczęstszym i najbardziej ostatnio popularnym powikłaniem poszczepiennym są uczulenia pokarmowe. Ich przyczyną jest nienaturalny, a więc patologiczny kontakt systemu odpornościowego z antygenami, do którego dochodzi w patologicznych wyłomach w nabłonku jelitowym – nadżerkach. Prawidłowe reakcje systemu odpornościowego w kontakcie z antygenami, przez medycynę zwane alergią, a więc patologią, możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to reakcje w miejscu wniknięcia antygenu do organizmu, czyli w przewodzie pokarmowym. U niemowląt reakcje te objawiają się na rozmaite sposoby i z różnym nasileniem. Najczęściej wyglądają one niewinnie, typu „taka już uroda” – częste ulewania, cykliczne wymioty, zespół przeżuwania*, biegunki, niezwiązane z oddawaniem stolca brudzenie bielizny, spowodowane osłabieniem zwieraczy odbytu. Większy niepokój rodziców budzą wzdęcia, zaparcia, upośledzenie trawienia naturalnych składników mleka matki, zahamowanie wzrostu. Druga grupa prawidłowych reakcji systemu odpornościowego w kontakcie z antygenami to objawy skórne, wśród których najczęściej spotykana jest skaza białkowa i atopowe zapalenie skóry (AZS). Różnica między nimi jest taka, że skaza białkowa jest reakcją na białko, w tym białko mleka matki, zaś AZS jest reakcją na pozostałe antygeny wnikające do krwiobiegu przez nadżerki jelitowe. W tym przypadku system odpornościowy nie zwalcza antygenów w miejscu ich wniknięcia, ale nie może dopuścić, by swobodnie krążyły sobie w krwiobiegu, więc stara się ewakuować je jak najszybciej najkrótszą drogą – przez skórę. Typowe objawy obu alergii to wysuszone, złuszczające się płaty skórne, po oderwaniu których ukazuje się zaczerwieniona albo wręcz przekrwiona skóra. Jest rzeczą oczywistą, że patologiczne wnikanie do organizmu treści pokarmowej wywołuje nie tylko objawy skórne, ale też inne powikłania, nade wszystko spadek odporności, a także katar sienny, astmę oskrzelową, alergiczne zapalenie spojówek. * Zespół przeżuwania – przewlekłe zaburzenie czynnościowe przewodu pokarmowego, objawiające się cofaniem się z żołądka do jamy ustnej porcji ostatnio spożytego pokarmu, a następnie ponownym połykaniem go bądź wypluwaniem. Czego lemingi wolą nie wiedzieć Lemingi to ci, którzy jako rzecz oczywistą przyjmują propagandę, że „na coś przecież trzeba umrzeć”, natomiast wariant, że można umrzeć naturalnie, czyli ze starości, nazywają teorią spiskową. U tego gatunku ludzi pęd ku samounicestwieniu jest tak samo behawioralny, jak u psów Pawłowa. Gatunek ten został stworzony sztucznie, podobnie jak odporność poszczepienna, wskutek wielopokoleniowej indoktrynacji propagandy medycznej. Lemingi dla wygody wolą nie wiedzieć co się wstrzykuje do ciała ich dzieci, toteż chcą naiwnie wierzyć, że produkcja szczepionek jest procesem skomplikowanym i kosztownym, na co wskazywałaby cena rynkowa wynosząca średnio 50 USD za fiolkę, choć bywają szczepionki o wiele droższe. W rzeczywistości jest akurat odwrotnie, bowiem produkcja szczepionek jest bardzo prosta, wręcz prymitywna, zaś koszt produkcji jednej szczepionki to niecałe 4 centy (0,04 USD). Dlatego biznes szczepionkowy jest najbardziej intratnym biznesem na świecie, przynoszącym miliardowe zyski za nic. Lemingowi to nie przeszkadza, bo (jak mu się wydaje) jego dziecko jest szczepione za darmo. Taki cud – coś od państwa dostaje za darmo. Leming w to wierzy i do głowy mu nie przyjdzie pytanie, skąd państwo bierze pieniądze na zakup szczepionek, które potem tak hojnie rozdaje – za darmo i dla dobra... Tymczasem w tym rządzonym mamoną świecie nie ma nic za darmo i dla dobra. Wszystko jest skrupulatnie skalkulowane dla zysku, kosztem lemingów, którzy muszą zapłacić nie tylko za szczepionki, ale także za tzw. lobbing, czyli po prostu łapówki dla urzędników państwowych za korzystne warunki zakupu szczepionek. Ale leming śpi spokojnie, śniąc, że jego państwo dba o dobro jego dziecka, więc woli się z tego błogiego snu nie obudzić. Leming chce wierzyć, że szczepionki produkuje się w warunkach super sterylnych. Otóż sterylne są tylko pomieszczenia i sprzęt laboratoryjny, zaś proces produkcyjny polega na rozmnażaniu chorobotwórczych zarazków, co jest zaprzeczeniem sterylności. Czynnikiem zakaźnym szczepionek są najczęściej chorobotwórcze bakterie bądź wirusy. Drobnoustroje te należą do dwóch różnych królestw, toteż hodowane są w zupełnie innych warunkach. Przyjrzyjmy się zatem bliżej produkcji dwóch szczepionek – jednej zawierającej bakterie, i drugiej zawierającej wirusy. Uwaga lemingi!!! Jeśli nie jesteście gotowi na konfrontację z rzeczywistością, która dla was zapewne okaże się obrazoburcza, to dalej nie czytajcie! Śnijcie ten swój sen lemingów o opiekuńczej roli państwa rozdającego lekką ręką zbawcze szczepionki. Rżnijcie głupa. Produkcja szczepionek zawierających bakterie Jako przykład produkcji szczepionek zawierających bakterie posłuży nam szczepionka BCG, wstrzykiwana do ciała każdego nowo narodzonego Polaka już w pierwszej dobie jego życia, ale nie jako pierwsza, lecz jako druga, zaraz po szczepionce zawierającej wirusy, czyli szczepionce WZW typu B. Od opisu tej drugiej (w kolejności podawania) szczepionki zaczniemy dlatego, że hodowla bakterii jest bardzo prosta, gdyż do ich rozmnożenia potrzebna jest jedynie pożywka i odpowiednia temperatura. Nic ponadto. Bakterią hodowaną w produkcji szczepionki BCG jest atenuowana* Mycobacterium bovis – bakteria wywołująca gruźlicę bydła. Atenuowania tej bakterii dokonali w roku 1921 dwaj francuscy bakteriolodzy – Albert Calmette i Camille Guérin. Nazwali ją od swoich nazwisk: Bacillus Calmette-Guérin, w skrócie: BCG. Do hodowli BCG używa się taniej pożywki z bydlęcej krwi wzbogaconej bydlęcą żółcią. Pożywkę wlewa się do kadzi, dodaje zaczyn bakteryjny z poprzedniego „procesu” produkcyjnego, następnie wszystko dokładnie miesza się i wstawia do inkubatora. BCG jest bakterią wyjątkowo wolno dzielącą się, więc do pełnego wzrostu potrzebuje trzech tygodni. Po wyjęciu z inkubatora część pożywki z rozmnożonymi bakteriami pozostawia się jako zaczyn do produkcji kolejnych szczepionek, resztę zaś rozcieńcza się wodą destylowaną i dodaje glutaminian sodu. Jest to konserwant, który nie zabija bakterii, ale pozwala utrzymać tak zwaną termostabilność szczepionki, czyli zapobiega dalszemu rozmnażaniu się bakterii. Teraz następuje najtrudniejszy i najkosztowniejszy etap procesu produkcyjnego szczepionek, ponieważ ów koktajl należy podzielić na tysiące porcji, rozlać do fiolek, zapakować, i to wszystko. Choć i na tym niektórzy producenci oszczędzają, wypuszczając szczepionki wielodawkowe, przeznaczone dla wielu pacjentów, by tym sposobem obniżyć koszt produkcji jednej dawki do dwóch centów. * Atenuacja, „odzjadliwianie” – sztuczne otrzymywanie odmian patogenów (wirusów, grzybów, bakterii) o znacznie obniżonej zdolności do wywoływania chorób (wirulencji), przy równoczesnym zachowaniu ich immunologicznego oddziaływania na organizm, w celu wyprodukowania szczepionki. Atenuowany ustrój chorobotwórczy jest nadal żywy (nie dotyczy wirusów, bo nie są to organizmy żywe), ale niezdolny do wywołania choroby. Podanie takiego osłabionego drobnoustroju powoduje wytworzenie przez organizm osobnika szczepionego przeciwciał przeciw niemu, a więc wywołanie odpowiedzi na czynnik chorobotwórczy. Atenuacji dokonuje się prowokując mutacje (używa się w tym celu różnych mutagenów), zmieniając temperaturę namnażania oraz ograniczając ilość części składników w podłożu. Czy szczepionka BCG jest bezpieczna W pierwszych trzech dobach życia organizm noworodka nie posiada jeszcze własnego systemu odpornościowego i musi korzystać z przeciwciał przekazywanych mu w siarze matki. Czy w tym okresie życia brutalne wprowadzenie do organizmu porcji żywych bakterii, czym w istocie jest szczepionka BCG, może być obojętne dla zdrowia? Pomijając typowe i powszechne niepożądane odczyny poszczepienne (NOP), nie dlatego, żeby je bagatelizować, ale dlatego, że są ogólnie (przynajmniej z grubsza) znane, poznajmy inne, mniej znane właściwości tych atenuowanych, a więc rzekomo łagodnych, bydlęcych bakterii w roli... zabójców komórek. Od końca lat 80. XX wieku bakterie BCG wykorzystywane są w immunoterapii nowotworów powierzchniowych pęcherza moczowego oraz raka okrężnicy u ludzi, a także w usuwaniu ziarniaków sarkoidozy* u koni. Rola bakterii BCG w omawianych przypadkach nie jest do końca jasna, zwłaszcza że wiąże się z zanikaniem tkanki, a więc śmiercią komórek. Przypuszcza się, że bakterie BCG uruchamiają jakąś lokalną, tajemniczą reakcję immunologiczną, o której tak naprawdę nic nie wiadomo. Amerykańska immunolog dr Denise Faustman odkryła, że bakterie BCG są w stanie odwrócić nawet zaawansowaną postać cukrzycy typu 1 u myszy. Badania ujawniły, że BCG pobudza produkcję TNF-alfa – glikoprotein wywołujących apoptozę (zaprogramowaną śmierć) limfocytów T, których nadreaktywność (cokolwiek to znaczy) jest odpowiedzialna za powstanie cukrzycy typu 1. Jeśli zważymy, że bakterie BCG, oprócz typowych i niemałych niepożądanych odczynów poszczepiennych, potrafią także zabijać komórki, w tym komórki systemu odpornościowego, to narzuca się pytanie: co jeszcze potrafią te bydlęce bakterie, jeśli zostaną wprowadzone do ciała kilkugodzinnego noworodka, w którym dopiero rozpoczął się proces tworzenia systemu odpornościowego? * Sarkoidoza, choroba Besniera-Boecka-Schaumanna, jest chorobą układu odpornościowego, charakteryzującą się powstawaniem ziarniniaków (małych grudek zapalnych), które nie podlegają martwicy. Czy szczepienia BCG są skuteczne W Stanach Zjednoczonych nigdy nie był wprowadzony powszechny system szczepień BCG, mimo to częstość zachorowań na gruźlicę utrzymuje się na takim samym poziomie jak w Polsce, gdzie panuje obłęd szczepienia BCG. W Polsce każdego roku odnotowuje się około 10 tysięcy nowych zachorowań na gruźlicę. To brzmi groźnie, niemniej jednak należy wypomnieć, że sanepid szczyci się przeszło 95% „wyszczepialnością”, co oznacza, że przeszło 9,5 tysięcy nowych zachorowań na gruźlicę przypada na osoby zaszczepione przeciwko niej. Jak to jest możliwe? Otóż na gruźlicę chorują osoby z osłabionym systemem odpornościowym, przede wszystkim źle odżywione, żyjące w ciągłym stresie, niewysypiające się, żyjące w niehigienicznych warunkach, nadużywające alkoholu oraz środków odurzających, a także chorujące na AIDS. Zachorowania na gruźlicę w tych grupach ryzyka występują zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, z tą różnicą, że w Stanach Zjednoczonych są to osoby nieszczepione przeciw gruźlicy, zaś w Polsce 95% to osoby szczepione przeciw niej. Jak radzą sobie z tym Amerykanie? Otóż współczesna medycyna dysponuje bardzo skutecznymi lekami przeciwgruźliczymi, więc można tę chorobę stosunkowo łatwo wyleczyć, pod warunkiem, że chorzy zmienią styl życia, który przywiódł ich do choroby. Produkcja szczepionek zawierających wirusy Produkcja szczepionek zawierających wirusy jest nieco bardziej skomplikowana, gdyż do ich namnażania (tak nazywa się rozmnażanie się wirusów) nie nadaje się martwa pożywka, jak ma to miejsce w przypadku bakterii. Wirusy nie są żywe, w naszym rozumieniu tego słowa, więc nie posiadają własnego metabolizmu, dlatego do zwiększenia populacji niezbędne są im żywe komórki, które wykorzystują do replikacji, czyli namnażania się. Najczęściej do namnażania wirusów używa się zwierząt. Najpierw osłabia się ich system odpornościowy lekami, a następnie zakaża wirusami. Po upewnieniu się, że zwierzę zachorowało, zabija się je i pobiera odpowiednie organy, które po zmieleniu rozcieńcza się wodą, dodaje konserwantów i adiuwantów*, porcjuje i wstrzykuje zainteresowanym. Do produkcji niektórych szczepionek, na przykład przeciw grypie, używa się kurzych embrionów. WZW typu B Wirusowe zapalenie wątroby (WZW) typu B to tak zwana żółtaczka wszczepienna, wywołana zakażeniem wirusem HBV. Jak sama nazwa wskazuje, do zakażenia dochodzi wskutek wszczepienia, czyli przerwania ciągłości skóry narzędziem zainfekowanym krwią lub innymi płynami ustrojowymi nosiciela. Przypadki zakażenia wirusem HBV najczęściej zdarzają się na terenie placówek służby zdrowia, głównie w salach operacyjnych i gabinetach zabiegowych, a także podczas transfuzji krwi lub surowicy. Inne możliwe miejsca zakażenia to gabinety kosmetyczne, studia tatuażu, gabinety stomatologiczne. Okres wylęgania choroby wynosi od sześciu tygodni do sześciu miesięcy. W większości przypadków (przeszło 80%) wirusowe zapalenie wątroby przebiega bezobjawowo, po czym następuje całkowite wyleczenie, z trwałym nabyciem odporności. Stosunkowo rzadko (10% przypadków) chorzy mają typowe, żółtaczkowe objawy i podlegają kilkudniowej hospitalizacji oraz kilkumiesięcznej rekonwalescencji. W tym przypadku choroba zazwyczaj nie pozostawia żadnych skutków ubocznych i daje pełne wyleczenie z nabyciem trwałej odporności. U niewielkiej liczby zakażonych (5% przypadków) choroba przechodzi w bezobjawowy stan przewlekły, więc chory jest nosicielem wirusa HBV. W tym przypadku po upływie 15 - 20 lat pojawiają się zwykle poważne problemy zdrowotne. W znikomej liczbie przypadków (0,1 - 0,5%) zakażenie rozwija się w nadostre zapalenie wątroby, z masywną martwicą hepatocytów powodującą niewydolność wątroby. * Adiuwanty to substancje chemiczne wzmacniające reakcję immunologiczną na obecność w krwiobiegu antygenów szczepionki. Najpopularniejsze adiuwanty używane obecnie w szczepionkach dla ludzi to związki glinu (aluminium) takie jak wodorotlenek glinu, siarczan glinu, fosforan glinu lub fosforan wapnia. Produkcja szczepionki WZW typu B Do produkcji szczepionki przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby nie używa się wirusów, lecz białko HBs, wytwarzane przez genetycznie modyfikowane drożdże. Dotychczas nie są jeszcze poznane długofalowe powikłania w następstwie wstrzyknięcia do organizmu genetycznie zmodyfikowanego białka HBs. Najczęściej spotykanym powikłaniem po szczepieniu WZW typu B jest uczulenie na białko drożdży, w tym drożdżaków z gatunku Candida, głównie C. albicans. Czy szczepienia WZW typu B są potrzebne Wirusy hepatytowe (Hepatitis Virus) to 5 typów wirusów (HAV, HBV, HCV, HDV i HEV) wykazujących powinowactwo do komórek wątrobowych – hepatocytów. Wirusowe zapalenie wątroby wywołuje najczęściej wirus HCV, ale nie szczepi się przeciwko niemu, nie szerzy paniki, bo nie ma przeciwko niemu szczepionki, a przeciwko HBV szczepionka jest, więc się szczepi i szerzy panikę. Wirusy hepatytowe są drapieżnikami wyspecjalizowanymi w niszczeniu najsłabszych hepatocytów, czyli komórek wątrobowych, toteż w naszym interesie jest odchorowanie wirusowego zapalenia wątroby z nabyciem przeciwko niemu odporności, co jest równoznaczne z oczyszczeniem wątroby z nie w pełni sprawnych komórek. Osoby z wątrobą nadwyrężoną nieprawidłowym stylem życia, zażywające dużo chemicznych leków, mogą mieć komórek wątrobowych nadających się do usunięcia tak dużo, że wirusowe zapalenie wątroby może przejść u nich w stan przewlekły, grożący poważnymi problemami zdrowotnymi. Tym osobom należy polecić szczepienie WZW typu B (w ramach prewencji), natomiast profilaktyczne szczepienie WZW jakiegokolwiek typu jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Skutki szczepienia szczepionkami zawierającymi wirusy Przy nabywaniu naturalnej odporności na choroby wirusowe dochodzi do zainfekowania organizmu wirusem, przy czym jest to czysty wirus. Zgoła inaczej jest w przypadku nabywania odporności sztucznej, za pomocą szczepionek zawierających, oprócz wirusów, szereg wysoce toksycznych substancji, m.in.: adiuwanty, konserwanty, stabilizatory oraz – co gorsza – nośniki. Nośniki wchodzące w skład szczepionek to zakażone wirusami tkanki, które oprócz wirusów mających stanowić materiał zakaźny szczepionki mogą być zakażone innymi wirusami, czego nie można stwierdzić, dopóki znajdują się one w stanie latencji*. Sporo dowodów przemawia za tym, że wirus HIV (ludzki wirus niedoboru odporności wywołujący AIDS) pokonał barierę gatunkową w następstwie szeroko rozpowszechnionych szczepień przeciwko polio (chorobie Heinego-Medina) szczepionkami Salka, do produkcji których używa się małpich nerek. Zanieczyszczonym małpimi wirusami szczepionkom Salka przypisuje się także epidemię białaczki, raka u dzieci oraz rozmaite defekty pourodzeniowe. Sporo tego, a to tylko jedna szczepionka; wierzchołek góry lodowej. * Latencja – stadium „uśpienia” wirusa, mogące trwać od kilku godzin do kilkudziesięciu lat. Wirus w tym stadium przyjmuje formę prowirusa, czyli że jego materiał genetyczny jest wbudowany w genom gospodarza. Komórka gospodarza, dzieląc się, przekazuje komórkom potomnym materiał genetyczny wirusa. W stanie latencji wirus jest nieszkodliwy i niewykrywalny. Nie da się go zobaczyć pod mikroskopem ani wykryć za pomocą badań biochemicznych czy jakichkolwiek innych badań. Po uaktywnieniu się wirus rozpoczyna replikację (namnaża się), infekując najsłabsze komórki gospodarza. Szczepienia a epidemie Szczepienia odegrały pewną rolę w opanowaniu epidemii, ale tylko niektórych i znikomą. Najlepszym przykładem może być epidemia, jeśli to tak można nazwać, czarnej ospy w roku 1963 we Wrocławiu, gdzie od pierwszych zachorowań do ogłoszenia pogotowia epidemiologicznego minęło półtora miesiąca. W tym czasie zachorowało zaledwie 99 osób, w tym 25 pracowników służby zdrowia. Wszyscy wcześniej zaszczepieni przeciwko czarnej ospie. Wśród nich były 3 osoby spoza Wrocławia (z Opola, Wieruszowa i Gdańska), które wróciły do swoich miejsc zamieszkania, ale choroby tam nie przeniosły. Wymowna jest liczba ofiar tej epidemii, z powodu której zmarło 16 osób – 7 z powodu czarnej ospy (w tym 4 to pracownicy służby zdrowia) oraz 9 z powodu powikłań poszczepiennych, bowiem władze uznały, że poprzednie szczepienia okazały się nieskuteczne i nakazały ponowne szczepienie mieszkańców województwa wrocławskiego i województw sąsiednich. Dobre i to, bo gdyby władzom wpadło do głowy zaszczepienie całego kraju, to ofiar mogło być znacznie więcej. Straszenie epidemią Wywołanie epidemii nie jest takie łatwe. Najpotężniejsze wojskowe laboratoria świata od dziesiątków lat próbują stworzyć zarazek zdolny wywołać epidemię, a więc który spełniłby rolę środka bojowego, ale do tej pory nikomu się to nie udało. Trudność polega na tym, że zarazek wywołujący epidemię musi spełnić trzy warunki: 1. musi być zabójczy, ale nie za bardzo, żeby zakażeni nie zdążyli umrzeć, zanim zakażą innych, 2. musi mieć długi okres wylęgania, żeby nosiciel zdążył pozarażać innych, ale nie za długi, żeby organizm nie zdążył wytworzyć przeciwko niemu odporności, 3. musi trafić na sprzyjający mu grunt, tj. duże skupisko ludzi podatnych na zakażenie zarazkiem wskutek osłabienia systemu odpornościowego. Jak wymarły epidemie Epidemie były, a w niektórych rejonach świata nadal są naturalnym regulatorem ilości ludności w stosunku do ilości pożywienia. Warunki sanitarne w średniowiecznych miastach były fatalne. Do gospodarstw nie była dostarczana bieżąca woda. Przynoszono ją z ulicznych studni. Nie było kanalizacji sanitarnych, nie mówiąc o oczyszczalniach ścieków. Nieczystości wylewano do ulicznych rynsztoków, z których przenikały do wód podskórnych, a stamtąd do ulicznych studni. Jednak mieszkający tam ludzie byli uodpornieni na takie warunki i nie chorowali, dopóki mieli co jeść. Miasta rozrastały się do granic możliwości wyżywienia mieszkańców, toteż coraz częściej zapasy żywności kończyły się już w zimie. Najgorzej było wczesną wiosną, na przednówku, gdy zeszłoroczne plony zostały zjedzone, a na polach jeszcze nic nie zdążyło wyrosnąć. Wówczas odporność najbiedniejszej i najliczniejszej ludności miast spadała. Jeśli w tych warunkach pojawił się odpowiedni zarazek, to rozpoczynał się pomór, czyli masowe wymieranie ludności miasta i najbliższych okolic. Nierzadko ofiarą zarazy padała połowa mieszkańców, a czasami nawet więcej. Potem zaraza ustępowała samoistnie, mniejszą liczbę ludności łatwiej było wyżywić, więc znowu następował patologiczny bum demograficzny. Najczęściej zaraza ograniczała się do jednego wielkiego miasta, rzadko dwóch, ponieważ na wieść o niej mieszkańcy innych miast stosowali prosty i skuteczny zabieg – kwarantannę. Zanim podróżnych wpuszczono przez bramy miasta, najpierw przez 40 dni przetrzymywano ich w izolacji poza miastem. Z praktyki bowiem wynikało, że 40 dni wystarczy, żeby u przybysza wystąpiły objawy chorobowe, jeśli był zarażony. Jeśli nie był, mógł wejść do miasta. Warunki higieniczne i sanitarne obecnych miast europejskich w niczym nie przypominają tych średniowiecznych. W każdym gospodarstwie domowym jest bieżąca woda i kanalizacja. Wykafelkowane łazienki pozwalają utrzymać czystość i sterylność na bardzo wysokim poziomie. Nie brakuje także pożywienia, więc ludność nawet największych miast nie jest gruntem odpowiednim dla zarazków wywołujących epidemię. Współczesne epidemie Są rejony świata, gdzie nadal występują epidemie. Nie mają one jednak rozmiarów średniowiecznych epidemii europejskich, które wybuchały nagle, by w krótkim czasie zebrać obfite żniwo ofiar tej samej choroby, po czym choroba ustępowała samoistnie i wszystko wracało do normy. Obecnie istnieją ogniska epidemiczne licznych chorób wywołanych permanentnym niedostatkiem pożywienia oraz czystej wody, a także tragicznymi warunkami higienicznymi i sanitarnymi, gorszymi nawet od warunków w średniowiecznych miastach europejskich. Co znamienne, i dające do myślenia, to fakt, że bardzo prężnie działają tam rozmaite organizacje charytatywne, zajmujące się zbieraniem funduszy w bogatych państwach zachodnich na pomoc dla państw najbiedniejszych. Zebrane pieniądze przeznacza się na walkę z chorobami, a więc na zakup leków i szczepionek. Tak zwani uczeni nie mogą się nadziwić, że szczepionki, które rzekomo (według medycznej propagandy) wyeliminowały epidemie w sytych państwach bogatych... nie działają w głodujących państwach biednych. Winą za taki stan rzeczy obarcza się... genetyczną oporność ludzi nigdy nienajadających się do syta, pijących wodę z zanieczyszczonych rzek i cieszących się, że w ogóle mają co pić, bo w latach suszy i tej wody brakuje. Syty głodnego nie zrozumie Fundacja Billa i Melindy Gatesów przeznaczyła 750 milionów USD na wynalezienie szczepionek przeciwko biegunce i zapaleniu płuc, ponieważ z powodu tych chorób umiera obecnie najwięcej dzieci w krajach trzeciego świata. Na inne choroby są już szczepionki, więc dzieci z ich powodu przestały umierać. Szczepionki zapewne zostaną wynalezione (za taką kasę...), więc głodujące dzieci nadal będą głodowały, piły brudną wodę, ale nie będą już umierały z powodu biegunki i zapalenia płuc. Medyczna propaganda sprawę nagłośni jako kolejny sukces szczepionkowego absurdu, podbuduje się morale zwolenników szczepień, ale o tym, że dzieci te nadal będą umierały, tylko na coś innego – o tym już nikt nie wspomni. Wielkie epidemie, które niegdyś nawiedziły Europę Prócz lokalnych epidemii dotykających pojedyncze miasta, Europę nawiedziły także wielkie epidemie, obejmujące swym zasięgiem cały kontynent. Pamięć o nich wciąż jest żywa, a raczej wciąż ożywiana przez medyczną propagandę, straszącą ich powrotem. Sprawę przedstawia się tak, jakby w przeszłości Europy nic innego się nie działo, tylko epidemie. W rzeczywistości w drugim tysiącleciu Europę nawiedziły tylko dwie wielkie epidemie. Pierwszą była dżuma, zwana czarną śmiercią, która dawno, dawno temu, w latach 1348 - 1352 przetoczyła się przez nasz kontynent, zabijając bez mała połowę mieszkańców, w tym wszystkich trędowatych, dzięki czemu z kontynentu europejskiego zniknął trąd, i nigdy już się nie pojawił. Drugą z kolei epidemią o zasięgu kontynentalnym, która nawiedziła Europę w drugim tysiącleciu, była epidemia grypy zwanej hiszpanką*. Medyczna propaganda często nią straszy przy okazji każdej „planowanej” pandemii grypy, a także przy każdej akcji przeciwników szczepień, toteż warto ów propagandowy sztandar rozwinąć, przytaczając kilka istotnych faktów, niewygodnych dla medycznej propagandy, więc przemilczanych. Grypa hiszpanka pojawiła się jako normalna grypa sezonowa wiosną roku 1918 w momencie gdy z USA przybyły wojska amerykańskie, gdzie wszyscy żołnierze byli zaszczepieni przeciw grypie. Była ona bardzo zakaźna, spowodowała znaczną śmiertelność, co nie było dziwne, że był to już szósty rok I wojny światowej. Sześcioletnie działania wojenne pochłonęły wszystkie zapasy żywności, toteż zarówno żołnierze, jak i ludność cywilna państw biorących udział w tej wojnie cierpieli głód. W samych Niemczech zmarło z głodu około 750 tysięcy cywilów, co wywołało wewnętrzne rozruchy grożące wybuchem rewolucji. W tej sytuacji władzom niemieckim nie pozostało nic innego, jak uznać się za pokonanych i poprosić o rozejm, który został podpisany 11 listopada 1918 roku w wagonie kolejowym w Compiegne. W miesiącach letnich choroba pojawiła się na froncie i w obozach jenieckich, gdzie spowodowała zgon 30% chorych. Następnie grypa ponownie przeniosła się na ludność cywilną jako druga fala tej choroby, powodując śmierć około 10% chorych. Wówczas okazało się, że opłaciło się zarazić pierwszą, wiosenną grypą, ponieważ osoby, które ją odchorowały, uzyskały odporność na drugą, a także trzecią falę grypy, która przetoczyła się przez Europę wiosną 1919 roku, ale jej przebieg był łagodny, ze śmiertelnością typową dla normalnych gryp sezonowych. * Grypa hiszpanka – ta dziwna nazwa pochodzi stąd, że Hiszpania była jedynym państwem europejskim, które nie wzięło udziału w I wojnie światowej, więc nie obowiązywał tam stan wojenny zakazujący publikowania informacji o sytuacji zdrowotnej w kraju, więc tylko hiszpańskie gazety pisały o epidemii grypy, stwarzając wrażenie, że jest to epidemia hiszpańska. Tymczasem było akurat odwrotnie. Czy obecnie grożą nam epidemie Wszystko zależy od tego, co nazwiemy epidemią. Jeśli epidemią nazwiemy katar, normalną sezonową grypę, wietrzną ospę czy inne sezonowe choroby infekcyjne wieku dziecięcego, to epidemie będziemy mieli co roku, nawet kilka. Ale będą one tylko semantyczne i medialne, na użytek farmaceutyczno-medycznego kartelu, o czym zdążyliśmy się już przekonać. Prawdziwe epidemie, które niegdyś nawiedzały Europę, odeszły do lamusa, i bynajmniej nie z powodu skuteczności szczepień, lecz wskutek poprawy bytu ludności, nade wszystko warunków mieszkaniowych, sanitarnych i higienicznych, a także postępowi w produkcji żywności, dzięki czemu klęski głodu nie są już realnym zagrożeniem dzisiejszej Europy. Obecnie, paradoksalnie, problemem nie jest brak czystości, lecz nadmierna czystość, wręcz sterylność ciała, wyniszczająca pierwszą linię obrony, jaką jest naskórek i żyjące w nim ewolucyjnie związane z nami bakterie. Ludzie bezrozumnie stosujący reklamowane środki wyjaławiające skórę z naturalnej warstwy ochronnej muszą zastępować ją kosmetykami, przez co osłabiają swój system odpornościowy, w efekcie czego – zamiast chronić się przed chorobami – sami na siebie sprowadzają choroby. Dostatek pożywienia jest jedną z najczęstszych przyczyn chorób, jeśli towarzyszy mu niedostatek wiedzy. Nie mając wiedzy, ludzie hołdują modnym chorobotwórczym dietom. Wszystko to razem wzięte powoduje epidemiczne szerzenie się sieci aptek. Komu zagraża spadek wyszczepialności Polska przoduje w Unii Europejskiej pod względem wyszczepialności (tak ten proceder nazywa sanepid) oraz ilości aptek. I to są jedyne sukcesy Polski na arenie międzynarodowej. Okazuje się jednak, że to za mało. Nie, że za mało dziedzin, w których liczymy się na arenie międzynarodowej, ale że za mało wyszczepialności i aptek. Zmierzch dyktatury sanepidu Sanepid bije na alarm – w ostatnich latach w Polsce wyszczepialność spadła z ponad 98% do niespełna 95%. Jeszcze nie jest źle, chlubne czołowe miejsce wciąż utrzymujemy, ale jeśli ta niekorzystna tendencja utrzyma się, to w ogóle przestaniemy liczyć się na arenie międzynarodowej. Dodatkowo stosuje się chwyt przemawiający do wyobraźni lemingów – groźbę powrotu średniowiecznych epidemii. Winą za tę niekorzystną tendencję obarcza się „antyszczepionkowców”, przedstawianych jako niewdzięcznych heretyków, co to nie dość, że nie chcą docenić starania władz o dobro ich dzieci, to jeszcze śmią twierdzić (i rozgłaszać!), że szczepionki są be, i że na procederze szczepień „profilaktycznych” korzystają jedynie kartele farmaceutyczne i opłacani przez nie urzędnicy państwowi, przede wszystkim wysoko postawieni funkcjonariusze sanepidu. Ci wstrętni antyszczepionkowcy Kim są owi wredni antyszczepionkowcy, którzy spędzają sen z oczu funkcjonariuszom sanepidu? Opinia władz jest zmienna, zależna od tego, co przeważa – wielkość łapówki czy głosy wyborców. Tu sprawa jest o tyle prosta, jasna i klarowna, że wyborców można omamić obietnicami i frazesami, natomiast sponsora z wypchanym portfelem można stracić, bo pójdzie „lobbować” kogoś innego. Toteż na wszelki wypadek władze mają w zanadrzu dwie opinie o niepokornych rodzicach, śmiących wziąć odpowiedzialność za zdrowie swoich dzieci we własne ręce, zamiast oddać je w „opiekuńcze” ręce państwa, najlepiej sanepidu. Opinia 1 – niedokształceni idioci Pierwsza opinia to argumentum ad personam mający na celu nie tylko zdyskredytowanie antyszczepionkowców, ale jednocześnie podbudowanie ego lemingów. Przedstawia się w niej rodziców buntujących się przeciwko okaleczaniu dzieci jako ciemnotę z zapadłych wsi i marginesu społecznego, niepotrafiącą docenić dobrodziejstwa szczepień. Na tę samą nutę grają uzależnione od karteli farmaceutycznych media, gdy tymczasem w internecie, póki co jedynej płaszczyźnie w miarę swobodnego wyrażania poglądów, aż roi się od argumentów przemawiających na niekorzyść absurdalnego systemu szczepień „profilaktycznych”. 15 czerwca 2012 roku miało miejsce pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy upoważniającej sanepid do użycia przemocy fizycznej w celu przymusowego zaszczepienia opornych. Przez sejm ustawa przeszła gładko i po cichu. Medyczna machina propagandowa kolejny raz zadbała o to, żeby nad kontrowersyjną ustawą nie było żadnej dyskusji, żadnych niezależnych opinii – tylko jedna droga jest słuszna: medyczna. Reszta to herezja. Za to w internecie zawrzało. Internauci zebrali tysiące podpisów pod petycjami wysyłanymi do członków Senackiej Komisji Zdrowia, naiwnie wierząc, że ci odrzucą tę ustawę rodem z czasów okupacji. Skrzynki mailowe senatorów zostały zarzucone zbiorowymi petycjami i indywidualnymi prośbami. Komisja zebrała się 12 lipca 2012 roku. Senatorowie jeszcze nie zajęli miejsc, ale urządzenia nagrywające już były włączone. Gdy Bolesław Piecha, przewodniczący Senackiej Komisji Zdrowia podszedł do stołu prezydialnego, siedzący przy nim senator zagadnął: – Z tym są jaja... – Co? Czemu z tym są jaja? To nie są jaja... – odparł Piecha. – To, co się dzieje w internecie... – wszedł mu w słowo senator. – Nie, to są idioci! – skwitował Piecha. Zajście zostało nagrane kamerami i mikrofonami sejmowymi, mimo to Bolesław Piecha nazajutrz wyparł się własnych słów. Tak oto domniemanie uczciwości przestało dotyczyć przewodniczącego Senackiej Komisji Zdrowia. I co? I nic. Podczas konferencji, kilku senatorów nawet poruszyło sprawę internetowego protestu, ale zastrzegając na wstępie, że sami są zwolennikami szczepień, a głos zabierają dlatego, że na ich adresy mailowe wpłynęła niespotykana dotąd ilość protestów. Z dalszych wypowiedzi wynikało, że ci ludzie nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią. Pletli coś od rzeczy, co rusz zarzekając się, że się na tym nie znają. W ogóle z debaty można było wywnioskować, że członkowie komisji albo byli lekarzami powiązanymi z koncernami farmaceutycznymi, albo absolutnymi dyletantami, więc jednogłośny wynik głosowania nikogo nie zaskoczył. Rodzice troskający się o dobro swych dzieci całą nadzieję pokładali jeszcze w prezydencie, do którego też słali petycje, by zawetował tę ustawę dającą sanepidowi uprawnienia SS. Daremnie. Prezydent ustawę podpisał bezzwłocznie, bo już 26 lipca 2012 roku. Teraz użycie przemocy fizycznej w celu przymuszenia do szczepień jest już w Polsce legalne. Jeśli dowiadujesz się o tym, Czytelniku, po raz pierwszy, to świadczy, jakimi niecnymi sposobami sprzedajni politycy tworzą w Polsce prawo dla bogatych lobbystów – po cichu, bez parlamentarnych sporów, jakby wszyscy należeli do tej samej partii. Opinia 2 – wykształceni, ale uparci Nie można dłużej ukrywać faktu, że przeciwnicy szczepień to m.in. prof. dr Maria Dorota Majewska, kierująca Katedrą Marii Curie przy Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, a także wielu niezależnych (od Big Pharmy) naukowców i lekarzy. Notabene, dopiero ruch przeciwników przymusu szczepień ujawnił, że bywają także szczytne wyjątki, bowiem nie wszyscy naukowcy i lekarze dają się zeszmacić dla tych kilku srebrników – wczasów w modnych kurortach czy libacji, dla niepoznaki zwanych szkoleniami. W ogóle przeciwnicy szczepień to ludzie inteligentni, wykształceni, potrafiący myśleć i wyciągać wnioski, a także – co dla władzy najgroźniejsze – domagać się swoich praw konstytucyjnych. Takich władza nienawidzi, zwłaszcza że mogą oni obudzić owe lemingi, co to tak pokornie podkładają swoje młode pod igły wstrzykujące do ciała zabójcze zastrzyki, eufemistycznie zwane szczepionkami. O nich opinia władzy jest odmienna. Nie, żeby zaraz przyznali rację ludziom myślącym... Co to, to nie! Władze silą się tutaj na inną formę dyskredytacji – że niby tacy inteligentni, wykształceni, a nie chcą zauważyć, że to dla ich dobra... Że za darmo, że władza tak się stara, a oni tak niefrasobliwie narażają swoje dzieci na choroby wieku dziecięcego. No i tu rutynowo pada przykład jakiegoś dziecka, które zmarło z powodu takiej choroby, oczywiście z winy rodziców, którzy niefrasobliwie nie zabezpieczyli go przed śmiercią... szczepieniem. No i w ogóle, że to jest moda, która przyszła z Ameryki, choć nie wiadomo, co by to miało znaczyć. Te cienkie argumenty nie mają, rzecz jasna, przekonać przeciwników szczepień, bo niby jak? To tylko zakamuflowane przesłanie do lemingów, żeby zwarli szeregi i zaczęli zwalczać przeciwników szczepień, którzy są be, bo nie dość, że nie doceniają starań władzy, to jeszcze przedstawiają dowody nie tylko na bezsensowność szczepień, ale wręcz na ich szkodliwość. No i że zagrażają oni dzieciom lemingów, czyli zaszczepionym. Takie kuriozum – nieszczepieni zagrażają szczepionym. To przed czym chronią te szczepienia? Argumenty przeciwników szczepień Sztuczne to sztuczne. Czasami trzeba wstawić komuś sztuczną szczękę, oko czy biust, ale nie zastąpią one organów przewidzianych przez naturę. Jeśli natura przewidziała choroby wieku dziecięcego, to nie po to, by zrobić nam na złość, ale żeby odchorować je dla naszego dobra, w rezultacie czego nabywamy przeciwko nim naturalną odporność. Jeśli dziecko nie było już w łonie matki zatruwane lekami, co obecnie jest regułą, nie dostanie antybiotyku już przy pierwszej nadarzającej się gorączce („osłonowo”), i będzie odżywiane prawidłowo, to choroby wieku dziecięcego będą miały u niego przebieg łagodny. I to jest prawdziwa profilaktyka zdrowotna. Jaki jest sens powierzać zdrowie naszych dzieci firmom bogacącym się na chorobach? Wszak firmy produkujące rzekomo zapobiegające chorobom szczepionki to najwięksi producenci leków użytecznych tylko dla chorych. Ze zdrowych firmy farmaceutyczne żadnego pożytku nie mają. Podcinaliby gałąź, na której siedzą? W czasach Hipokratesa medycyna była sztuką leczenia chorych, dziś jest sztuką robienia chorych ze zdrowych. W tym wypadku szczepienia rzeczywiście pełnią rolę profilaktyczną, ale wyłącznie dla Big Pharmy, gdyż zapobiegają spadkowi nieprzyzwoicie wysokich dochodów za nic – za trucie ludzi. Komu grożą nieszczepieni? Szczepienie, przynajmniej w teorii, ma chronić przed chorobą, toteż argument, że nieszczepieni zagrażają zaszczepionym jest po prostu niedorzeczny, bowiem podważa skuteczność szczepień, a tym samym ich sens. Niemniej jednak jest stosowany na użytek lemingów na zasadzie: tonący brzytwy się chwyta. Prawda jest taka, że nieszczepieni zagrażają jedynie kartelom farmaceutycznym, bowiem mogą dać przykład innym (zresztą już dają), że dzieci nieszczepione wprawdzie odchorowują „swoje” choroby wieku dziecięcego, ale za to potem chowają się zdrowo. Mało tego! U dzieci nieszczepionych praktycznie nie spotyka się uczuleń, wad postawy, czy innych defektów rozwojowych. Jeśli do tego dojdzie, że pojawi się odpowiednia grupa porównawcza dzieci nieszczepionych, rozwijających się prawidłowo, a na dodatek jeśli się okaże, że wśród dzieci nieszczepionych nie zdarzają się przypadki autyzmu (podczas gdy wśród dzieci szczepionych co sześćdziesiąte dziecko jest autystyczne), to wyjdzie na jaw, jaki naprawdę jest wpływ powszechnego systemu szczepień na zdrowie. Wówczas rozpoczną się procesy odszkodowawcze na taką samą skalę, na jaką obecnie szczepi się dzieci. Na razie kartele farmaceutyczne są bardzo bogate, więc mają odpowiednie środki nacisku na polityków i urzędników państwowych, szczególnie wysoko postawionych urzędników sanepidu, którzy do tej pory zasłynęli z bezprawnego karania grzywną rodziców uchylających się od tak zwanego obowiązku szczepień, ale sądy uchylały te bezprawnie nałożone kary. Teraz kartele zafundowały sanepidowi uprawnienia do przymusowego szczepienia opornych, licząc na to, że w ten sposób prawda o szczepieniach nie wyjdzie na jaw, więc unikną odpowiedzialności. Czy im się to uda?
Ostatnio edytowano 2015-03-14, 20:16 przez blanka, łącznie edytowano 3 razy
|