Tradycja jest taka, że do władzy dochodzą przede wszystkim tzw. świętoszki, czyli tacy, którzy wprawdzie muszą się trochę uczyć rządzenia na początku, ale mają dobre serce.
Ono to właściwie ma decydować o klasie i osobowości rządzącego, dawać gwarancje najlepszych intencji, zapewniać skuteczność itp. Szczególnie wzruszające są takie okoliczności, gdy władza trafia w ręce przewodniej siły narodu – byłej PZPR w koszulce Prawa i Sprawiedliwości. Partii odnowy moralnej, Wówczas mówi się o realizacji historycznej i społecznej misji. O dekomunizacji. O solidarnym i tanim państwie.
Tak wzniośle i ślicznie jednak do końca być nie może, bo co rusz wychodzi na światło dzienne jakaś wpadka z udziałem nieskazitelnych. Aby za daleko w Polsce nie grzebać warto – znaki szczególne – przywołać senatora Tadeusza Lewandowskiego, który zanim uzyskał status pokrzywdzonego za dłubanie w styropianie, zdążył zaliczyć dziesięcioletni staż w PZPR. Nieraz można było śledzić niedolę jeleniogórskiego związkowca u boku komuchów w słynnej „Fampie” oraz sp-ni „Simet” i sp-ce „Kontakt”, czy jako wiceprezydenta czerwonej doliny w samorządzie II kadencji. Rączki wydaje się mieć zgrabne – mierny, bierny, ale wierny – jeleniogórski radny PiS Krzysztof Mróz, który w biurze poselsko-senatorskim (podobnie jak onegdaj Lucky Luck – Andrzej Pawluszek) służy za „niszczarkę” cudzych podań. Sobie jednak mimo młodego wieku zdążył załatwić niezłe apanaże w kilku radach nadzorczych. Zainkasował w ciągu roku z pięciu źródeł blisko 60 tys. zł. Faktycznie rewolucja moralna. O kompetencjach, a raczej próżności lokalnego lidera PiS Ireneusza Łojka, który tylko dzięki szyldowi partyjnemu zdobył parę głosów jako kandydat na prezydenta miasta Jeleniej Góry i który z tej też tylko kalkulacji politycznej mierzy na zastępcę P.Obrębalskiego – nie warto rozmawiać. O innych „leszczach” (co wygryźli z pierwszego miejsca na liście wyborczej Wiesława Sufletę) nadających się jeszcze raczej do przedszkola już nie wspomnę. O solidaryzmie, aktywności społecznej i o płaceniu składek członkowskich przypomniał sobie tuż przed wyborami również czwarty radny PiS Józef Zabrzański. Radny powiatowy Eugeniusz Kleśta też chyba łyknął funkcję przewodniczącego rady nadzorczej „Wodnika” tylko po znajomości, dla synekurek i kamuflażu. Nie znany jest bowiem nadal protokół pokontrolny Urzędu Kontroli Skarbowej z Legnicy (z wiarygodnych źródeł wiemy, że na razie zapłacono ok. 250 tys. zł kar z tytułu zaległych opłat środowiskowych) i tuszowana jest sprawa pewnej maszyny kupionej przed laty do hydroforni za blisko sto tysięcy złotych, stojącej bezczynnie w dyspozytorni „Wodnika”.
Głośno się zrobiło o kilku prominentnych ministrach, bo mieli oni zbyt asertywne zdanie, aby niektóre ławy rządowe były dla nich najwłaściwszym miejscem. To, co się dzieje w różnych instytucjach ścigania przechodzi ludzkie pojęcie. Wendetta oraz ustawianie ludzi według klucza historycznego i służalczości nie wróży dobrze partiokracji na przyszłość.
Z takiego rozwoju sytuacji można wysnuć wniosek brzmiący: uczenie się rządzenia często „otłuszcza serce”... i psuje reputację pierwszych sekretarzy.
http://grzegorz-niedzwiecki.blog.onet.pl/
Już dla Arystotelesa (ur.384r p.n.e.) – jak w ogóle dla Greków – oczywiste było, że każda osoba jest także członkiem jakiejś grupy: rodziny, wspólnoty gminy, państwa. Nie istnieje człowiek, którego życie polegałoby tylko i wyłącznie na czystym myśleniu. O naszej osobowości decyduje w jakiejś części grupa – lub grupy – do której należymy. To dlatego pomyślność wspólnoty jest daleko ważniejsza od pomyślności któregokolwiek z jej członków. „I dla jednostki bowiem miłą jest rzeczą dopięcie celu, ale piękniejszą i bardziej boską – dla narodu i dla państwa”. Oto główna przyczyna, dla której Arystoteles zaleca studiowanie etyki politykom, ci bowiem zadbać mają o to, aby żyć szczęśliwie mogli wszyscy członkowie społeczności, nie zaś tylko niektórzy z nich.
Socjolog
http://www.ropoiwzk.com/gorace%20tematy ... %20PiS.htm