Hodowanie albo polowanie
Zainspirowani tym naturalnym wynalazkiem naukowcy postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Sposób jest prosty – wystarczy zmuszać bakterie do przyśpieszonej ewolucji, serwując im jako jedyne dostępne źródło pokarmu tworzywa sztuczne. W ten sposób otrzymano już m.in. szczep pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa), który – podobnie jak odkryta przez Japończyków Flavobacterium – potrafi dać sobie radę z syntetykami powstającymi w fabrykach nylonu.
Inni wolą poszukiwać naturalnych plastikożerców. Prof. Mark Osborn, specjalista od ekologii mikrobiologicznej z University of Hull, poluje na nich na zaśmieconych brytyjskich plażach. Wraz ze studentami znalazł tam m.in mikroby zdolne do rozkładania plastiku oraz związanych z nim szkodliwych substancji, takich jak bisfenol A (w skrócie BPA, podejrzewany o wywoływanie raka).
Z kolei Daniel Burd, licealista z Waterloo Collegiate Institute w Kanadzie, ze znalezionych na lokalnym wysypisku odpadów wyizolował plastikożerne bakterie z dwóch rodzajów – Sphingomonas i Pseudomonas. Nastoletnia Tseng I-Ching z Tajwanu może pochwalić się podobnym osiągnięciem. Badała chrząszcze z rodziny czarnuchowatych, które potrafią zjadać styropian, czyli polistyren, i w ich organizmach znalazła bakterie rozkładające to tworzywo. Natomiast studenci z Yale University w czasie ekspedycji naukowej do deszczowych lasów Ekwadoru natknęli się na grzyba Pestalotiopsis microspora, który radzi sobie z poliuretanem (stosowany m.in. w piankach montażowych, elastycznych tkaninach, podeszwach butów itd.).
„Możliwe, że każda kupka plastikowych śmieci na świecie jest ekosystemem, w którym żyją konsorcja mikroorganizmów, żywiących się tworzywami sztucznymi. Plastik jest dla nich jak szkielet rafy koralowej, którą mogą kolonizować. Szczególnie że jest bardziej trwały niż cokolwiek innego” – twierdzi dr Tracy Mincer z amerykańskiego Hole Oceanographic Institution.
Kamień filozoficzny biotechnologii
Mogłoby się wydawać, że rozwiązanie problemu śmieci leży w zasięgu ręki. Wystarczy nauczyć się, jak hodować pożyteczne mikroby na wielką skalę, a potem rzucić im góry plastikowych odpadów na pożarcie. W praktyce nie jest to jednak takie proste.
W 2009 roku Kevin O’Connor z University College Dublin skomercjalizował wyniki swoich badań, wprowadzając na rynek firmę Bioplastech. Miała ona zajmować się przetwarzaniem plastikowych odpadów i produkcją ich biodegradowalnych zamienników. Proces technologiczny wykorzystywał zmodyfikowane genetycznie mikroby, żywiące się olejem styrenowym, powstałym w wyniku podgrzania wszechobecnego polipropylenu (robi się z niego niemal wszystko, od rur i wykładzin po zabawki). Wewnątrz komórek bakteryjnych olej przemienia się w kwasy tłuszczowe, które są magazynowane, aż zajmą 60 proc. objętości komórki. Następnie mikroby uwalniają ten surowiec, z którego można wyprodukować nowy, biodegradowalny plastik. Niestety, firmie zaszkodził kryzys ekonomiczny – zabrakło pieniędzy na udoskonalenie technologii.
Naturalnie występujący plastikożercy mają jedną wadę – działają zbyt wolno. Dlatego trzeba wyhodować w laboratorium nowe, zmodyfikowane szczepy mikrobów, zdolne do szybkiego strawienia plastiku. Gdy to się uda, być może każdy z nas będzie miał przy domu niewielki „kompostownik”, który poradzi sobie z niemal każdym śmieciem. Na razie jednak nadal pozostaje nam segregowanie odpadów...
|
|