Uwielbiam słodycze, jednak jestem dosyć wybredna jeśli o nie chodzi. Mogę mieć ogromną ochotę na coś słodkiego, ale jeśli cukierek/wafelek/czekolada, którą mam pod ręką, nie jest z listy tych, które lubię najbardziej, spokojnie przeleży w domu/pracy nawet kilka miesięcy, aż trafi do kosza. Z kolei jeśli mam, coś co mi bardzo smakuje, mogę to jeść w dużych ilościach i dalej czuję niedosyt.
Najlepszym antidotum na słodycze była dla mnie ....ciąża ;P Przez pierwsze dwa semestry nie miałam żadnej ochoty na słodycze. Niestety, w 3 semestrze, wróciło i tak już zostało ;)
Zgadzam się co do tego, że po tygodniu/dwóch odwyku, już się nie czuje takiego głodu. Bardzo ciężko jednak przetrwać bez słodyczy pierwszych parę dni, bo wtedy mam jeszcze większą ochotę na słodycze niż normalnie.
Mam na to taki sposób, że nigdy nie rezygnuję ze słodyczy tak całkowicie. Gdy wiem, że mogę zjeść powiedzmy dwa cukierki dziennie do kawy, nie raz nie odczuwam w ogóle takiej potrzeby. Ale jeśli mam "całkowity zakaz", to wtedy zwykle kończy się sromotną porażką, bo odczuwam przemożną chęć schrupania czegoś słodkiego i nie wytrzymuję.
|
|