mery_blue napisał(a):
A swoją drogą co sądzicie o motocyklistach którzy wsiadając na moto zakładają strunkę?
mery_blue napisał(a):
Rozmawiałam ostatnio z gościem który tak jeździ a w domu juz jest uszykowany testament...
To mnie zaskoczyłaś... A ja zawsze myślałem, że to przygłupi wymysł mediów
Z racji tego, że też poruszam się jednośladem, mam styczność z wielooooma motocyklistami (zloty, imprezy sportowe itp.), a jeszcze nigdy nie spotkałem ani nie słyszałem, żeby ktoś coś takiego praktykował. Wręcz przeciwnie 'strunka' zawsze wywoływała gromki śmiech w tłumie posiadaczy motocykli
Sorry, dla mnie jest to chore podejście. To tak samo jak gdzieś w kierownicy auta umieściłbym kolec, żeby w razie wypadku przebiło mnie na wylot. Tylko, że zabiłoby mnie to i przy poważnym wypadku i przy zwykłej, niegroźnej stłuczce! Tak samo jak na motocyklu. Tacy ludzie w ogóle mają świadomość tego, że tylko nieliczne wypadki są na tyle poważne, aby zrobić z nich inwalidów?
Poza tym jak można czerpać przyjemność z jazdy, ze świadomością, że każdy najmniejszy błąd kosztować nas będzie życie? Byle szlif i moto nam odskakuje razem z głową
Wywróce się na parkingu, a linka zrobi swoje.
Testament-ok(wielu młodych ludzi się na coś takiego decyduje, bez względu na pojazd jakim sie poruszają), ale strunka?!
Ja się naprawdę staram być tolerancyjny, ale gdyby ktoś mi oznajmił, że na moto jeździ z linka na szyi to uznałbym go za co najmniej nawiedzonego i opierdzielił za psucie wizerunku motocyklistów
Jeśli ktoś faktycznie tak jeździ to według mnie:
-chce zaszpanować (prawie na pewno jestem pewny, że w większości o to właśnie chodzi
) Czyli jakiś dzieciak, który kupuje ściga, bo taka zapanowała moda(niestety!), chce zrobic wrażenie i pokazać znajomym jak to on bardzo naraża swoje życie, jaki jest odważny i ogólnie 'bójcie się wszyscy o mnie!" itd. Coś w stylu emo
-albo komuś jakimś cudem udało mu się wpoić, że zazwyczaj wypadek motocyklowy kończy się co najmniej kalectwem
-ewentualnie ma coś z głową albo nie widzi sensu życia
Zazwyczaj motocyklista (pasjonata, zapaleniec...) wydaje tysiące złotych na ubiór, dzięki któremu w razie wypadku nie zostawi skóry na asfalcie i który możliwie jak najlepiej ochroni jego ciało. Więc strunka logicznie nie wchodzi w grę. To rozumiem, że człowiek jeżdżący z tym czymś na szyi kask zakłada tylko ze względu na przepisy? Aż ciężko mi wyobrazić taki tok rozumowania. Ja wychodząc na moto myślę: "przyjemnie spędzę czas", a taki ktoś: "może jakimś cudem wrócę do domu"?!
Zawsze byłem zdania, że robienie z motocykla maszyny śmierci jest chore
Bo to wcale nie jest jakaś ohnie i ahnie niebezpieczna pasja.
Jest mi strasznie wstyd, że ktoś widząc mnie jadącego motocyklem może w ogóle pomyśleć, że na szyi mam jakąś linkę.
I sorry, jeśli kogoś tym postem uraziłem