władek napisał(a):
Tak się zdarzyło, że jako chłopiec byłem harcerzem i przejšłem się przyrzeczeniem. Nie palę, natomiast alkoholu jako dorosły człowiek piję praktycznie symbolicznie i okazjonalnie. Bardzo dawno byłem nietrzeźwy.
Tuż po studiach przypadkowo spotkałem Marycha, kolegę z podwórka. Siedliśmy w knajpce, koniaczek, bardzo miła rozmowa, wspomnienia. Dwa dni później znowu przypadkowe spotkanie i kontynuacja przy wódeczce wspomnień. Tak się jako składało ,że co kilka dni przypadkowo spotykaliśmy się i kontynuowaliśmy przyjań. Trwało to kilka tygodni. Podczas spotkania ze Staszkiem też z podwórka zrelacjonowałem mu informację o Marychu i wtedy dowiedziałem się, że Mary jest alkoholikiem i on organizuje te przypadki by znaleć jelenia opłacajšcego alkohol. Całe szczęcie, że ostrzeżono mnie bo zaczšłem odczuwać przyjemnoć w tych spotkaniach. Kiedy czytam Wasze relacje i wypowiedzi taka włanie wspomnieniowa myl mnie naszła.
Bez obrazy i moralizowania pytam, czy potraficie wskazać ten moment gdy przekraczamy tę linię nieuzależnienia/uzależnienia. Ja sądzę że ją osiągnąłem ale nie przekroczyłem. Pozdrawiam
Sądzę, że osoba pijąca alkohol nie zauważy momentu uzaleznienie. To może zauważyć ktoś patrzący z zewnątrz.
Mam przykład z sąsiedztwa. Byli naprawdę dobrym małżeństwem. Mają 2 bardzo miłe ćorki. Ona straciła w pewnym momencie pracę. Przychodziła do niej "przyjaciółka", przynosiła piwo. Po około pól roku zaczęła kupować czteropaki do domu. Gdy ululała się pewnego dnia, mąż poprosił by nie piła. Oczywiście obiecała a kupowała po kryjomu, chodziła do "przyjaciółki", późno wracała do domu bo szukała pracy itp. Po trzech latach mimo uzyskania pracy, została z niej zwolniona bo naduzywała, znalazła sobie męskie wsparcie w piciu a po 4 latach, mąż wystąpił o rozwód. Obecnie ta ładna kiedyś kobieta (ok 40 lat) wygląda jak penerka.