Nie uwierzycie co mnie ostatnio spotkało. Nigdy nie myślałam, że wpadnę w sidła nałogu, aż pewnego dnia zjechałam po kilku schodkach do Ozdobni. Zjechałam ponieważ zapatrzyłam się na piękne kolorowe szkła witrażowe, które witają wchodzących do tej pracowni szkoleniowej i sklepu. W środku zobaczyłam same cudeńka. Otoczyły mnie niezwykle miłe wrażenia. Przyjemne zapachy i łagodne dźwięki tworzyły tło dla pięknych i oryginalnych przedmiotów porozstawianych na regałach i wiszących na ścianach. Całości dopełniała niemała liczba preparatów i narzędzi, których przeznaczenia nie mogłam w żaden sposób odgadnąć. Przemiła właścicielka pracowni i sklepu wyjaśniła mi pokrótce, co do czego służy i tak od słowa, do słowa, dowiedziałam się, że z wykształcenia jest magistrem sztuki i prowadzi warsztaty plastyczne dla hobbystów oraz całkiem profesjonalne kursy zawodowe. Postanowiłam spróbować swoich sił i umówiłam się na pierwsze spotkanie. Gdy zbliżał się termin warsztatów ogarnęły mnie wątpliwości: czy to na pewno dla mnie, czy rzeczywiście mam jakiś talent, w który warto inwestować, a co jeśli kurs mi się nie będzie podobał? Czy będę umiała zdobyć się na tyle asertywności, by po prostu wstać, powiedzieć, że nie tego się spodziewałam i wyjść? Czułam się zmęczona i trochę głodna, no ale słowo się rzekło, więc nieco markotnie pomaszerowałam do Ozdobni. Niedługo po wejściu do środka zapomniałam o wszystkich moich wątpliwościach. Siedziałam przy stole prowadząc miłą niewymuszoną konwersację, popijając kawę i ucząc się naprawdę wyjątkowej umiejętności wyczarowywania piękna ze zwyczajnych z pozoru materiałów. Im więcej się dowiadywałam i uczyłam, tym bardziej rozpalała się moja ciekawość. Ze zdziwieniem odkryłam, że w dzisiejszych czasach masowej produkcji szkło witrażowe często wytwarza się tradycyjnymi technikami, których tajniki są pilnie strzeżoną tajemnicą producentów. Chciałam poznać jak najwięcej sposobów tworzenia rękodzieła artystycznego i dać wreszcie upust kłębiącym się w mojej wyobraźni projektom i pomysłom. Zupełnie nie wiem skąd się brały. Było tak, jakby po wielu latach puściła tama, i długo powstrzymywana siła, nareszcie uwolniona, wybuchła radośnie zalewając mnie ogromną falą konceptów. Zauważyłam, że stojąc w korkach, jadąc tramwajem, idąc ulicą, robiąc zakupy, czy czekając w kolejce na poczcie nieustannie rozmyślam i kombinuję, co i jak dałoby się zrobić żeby osiągnąć jakiś efekt, który mi się w danym momencie wydawał wart zachodu. Zawsze wracałam do Ozdobni mając głowę pełną pytań i zawsze znajdowałam na większość z nich odpowiedź, ale to tylko prowadziło do dalszych pytań i poszukiwań. Tak narodziła się moja mała obsesja. Mówiąc bez ogródek wpadłam w twórczy nałóg. W dodatku znajomi i rodzina szybko zorientowali się, że nauczyłam się wyrabiać rzeczy tyleż – powiem nieskromnie – piękne, co niepowtarzalne, w rezultacie nie mogę opędzić się od zamówień i próśb o wykonanie takiego czy innego drobiazgu, który mam albo podarować nagabującej mnie koleżance, albo wykonać dla kogoś z jej znajomych lub krewnych. W tym drugim przypadku, po pokonaniu wewnętrznych oporów, zaczęłam pobierać pewne opłaty, na materiały do wytwarzania moich drobiazgów, które wprawdzie niewiele, ale jednak trochę kosztują. Z czasem zrobiło się tak dużo tych zamówień, że zaczęłam myśleć o zmianie pracy i skupieniu się wyłącznie na działaniach twórczych. Znajomy założył mi konto w Allegro i także tą drogą sprzedaję moje małe dzieła. Myślę, że jak tak dalej pójdzie, to rzeczywiście, któregoś dnia rzucę nudną pracę w urzędzie na rzecz rękodzieła artystycznego. I pomyśleć, że zaczęło się tak niewinnie - od zjechania po kilku stopniach prosto do Ozdobni.
|
|